„Rzeka zaklęta” – autorka: Rebecca Ross, Wydawnictwo You&YA.
Jack Tamerlaine opuścił swoją rodzinną wyspę, Cadence, w wieku jedenastu lat. Aktualnie jest bardem, który z muzyką nierozłącznie wiąże swoją przyszłość. Jack wiedzie spokojne życie na lądzie do momentu, w którym niespodziewanie otrzymuje list od lairda, przywódcy klanu, wzywający go do powrotu na wyspę. Gdy Jackowi udaje się dostać na wyspę, okazuje się, że sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż można byłoby w ogóle zakładać. Z wyspy znikają dziewczynki. Nikt nie wie, co się z nimi dzieje, nikt nie wie, gdzie się podziewają. Ślad po nich zaginął. Ludzie podejrzewają… duchy.
Czy to faktycznie sprawa duchów? Gdzie przebywają dziewczynki i do czego są potrzebne? Jak je odzyskać? O ile oczywiście w ogóle żyją…
Podobało mi się to, jak zmieniało się nastawienie Jacka do sytuacji. Gdy dowiedział się, kto tak naprawdę stoi za całą akcją ściągnięcia go do domu, chciał stwierdzić, że zadzieram kiecę i lecę, no i wrócić do normalnego życia. Później nie dość, że rozbudziła się jego ciekawość, to naturalnie, gdy poznał Frae, jego postrzeganie całej sytuacji się zmieniło, a zaangażowanie wzrosło. A był to jeden z wielu wątków, które rozwijały się w odpowiednim czasie, naturalnie i sensownie. Właśnie na tyle, że można było przedzierać się z przyjemnością przez te fazy odczuwania przez bohatera.
Przede wszystkim, książka jest bardzo klimatyczna. Jest to połączenie thrillera, romansu i wątków magicznych z duchami żywiołów na czele. Oczywiście, że chcemy dowiedzieć się, co się stało z zaginionymi dziewczynkami. Oczywiście, że chcemy wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. Ale cała otoczka, sposób funkcjonowania niesamowitej, aczkolwiek niebezpiecznej wyspy, kontakt z duchami żywiołów, konflikt graniczny i próba jego zażegnania – to wszystko było świetne.
Również sposób opisywania całej rzeczywistości był kontrastujący i szeroki – duchy opisane jako niebezpieczne, zagrażające życiu, czerpiące przyjemność z mamienia nas. Z drugiej strony – te duchy dobre, dające życie i dbające o równowagę na wyspie. Ziemia, jako dobra, przyjazna, jako dom. Z drugiej strony – kapryśna, niezależna, tajemnicza. I właśnie te sekrety tutaj odgrywają ogromną rolę, eksplorowanie, patrzenie na wszystko celowo zbyt szeroko lub zbyt wąsko, żeby nie ujmować najważniejszego i w odpowiednim momencie walnąć. Klimat wyspy jest wciągający.
Autorce udało się sprawić, że od samego początku przywiązujemy się do bohaterów. Przeżywamy ich losy, jakby i od nich zależał los nasz. Niektóre sceny chwytały za serce, inne były szokujące i brutalne. Bardzo podobał mi się wątek Lorny, matki Adairy, przywoływania duchów i kwiatu Orenny. Podobało mi się tempo akcji, opowieści, legendy i historie przekazywane z pokolenia na pokolenie, które były wplatane w bieżące kwestie.
Bardzo dobrze czytało mi się „Rzekę zaklętą”, ponieważ wszystko, co otrzymujemy, autorka serwuje nam w odpowiedniej postaci, w odpowiednim czasie. Angażuje. I działa na wyobraźnię. Ja jestem zupełnie kupiona stylem autorki, wątkiem muzyki i ujęciem jej piękna, a także całą kreacją wyspy, magii i duchów.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu You&YA.