''Rzeczy wymknęły się spod naszej kontroli [...] Owładnięci niepohamowaną chęcią ich posiadania i używania nie zauważyliśmy, że tak naprawdę to one nas posiadają, a nasza rola sprowadzona została do funkcji wytwarzania jak największej ich ilości w niezliczonych odmianach oraz do ich gromadzenia, obsługi, utrzymywania, konserwowania, użytkowania.''
Jakimś dziwnym przypadkiem? (nie wierzę w przypadki) trafiła do mnie książka ''Wymowność rzeczy'' Zdzisława Skroka. Przyznaję, że książka mnie zaraz na samym początku zaskoczyła, ponieważ się dowiedziałam, że przedmiot i rzecz to nie to samo. Dziwne, do tej pory używałam tych dwóch pojęć zamiennie na określenie rzeczy czy przedmiotu. Następnie po pierwszym zdziwieniu, książka mnie wciągnęła wraz z papuciami, tym bardziej że, jak się okazało, nie traktowała ona li tylko o rzeczach, czy przedmiotach.
Ale po kolei, w posłowiu autor peroruje o marności człowieka, którym rządzą przedmioty ogólnie, posiłkując się przy tym wypowiedziami różnych ''mądrych ludzi'', jak na przykład Kołakowski, Nietzsche czy Rilke. Potem opowiada o...śmieciach, a nawet o całych śmieciowych górach, zwanych przez naukowców ''kuchennymi śmietniskami''.
Następnie poczytamy sobie już o poszczególnych przedmiotach i rzeczach, takich jak latryny, kłódki, o te to dopiero miały kilka ciekawych zastosowań, zanim zaczęły służyć tylko do zamykania czegoś, na przykład kobiety siadały na kłódce, aby nie zajść w ciążę, ciekawe prawda?
Jest też mowa o lustrze, bo to bardzo ciekawy przedmiot przecież, oraz o światach za nim, co docenił nawet Lewis Carroll, posyłając tam swoją słynną Alicję. Potem robi się bardziej prozaicznie, omówiony zostaje: grzebień, garnek, siekiera ,żyrandol, gramofon Bambino, no i rower nazwany przez autora ''wehikułem wolności''.
Jest też naprawdę zajmująca historia o delikatnych, zwiewnych damskich koszulkach z Pewexu znalezionych w butwiejącej dawno opuszczonej chacie jakiegoś wieśniaka. Skąd się tam wzięły? No i w końcu dochodzimy do rozważań o ''nie rzeczach''.
Autor snuje opowieść o młodości i starości, o tym jak jedna drugiej nie zrozumie, chociaż jednej bez drugiej by nie było przecież. O wszechobecnym hałasie, już tak powszechnym, iż można mówić o ''kulturze hałasu''. I wszystko byłoby oki, gdyby autor trzymał się merytorycznych treści swojej książki, a nie robił jakichś osobistych politycznych wycieczek. Co było na tyle częste, że nie dało się nie zauważyć. Aż sprawdziłam, czy inni czytelnicy też zauważyli, czy tylko ja okazałam się taka nadwrażliwa, ulżyło mi, bo inni też zauważyli.
Z tego powodu odejmuję mojej ocenie jedną gwiazdkę. Ale książkę polecam, bo jeśli się przymknie oczy na te polityczne wtręty, to książka jest naprawdę ciekawa.