Choć okładka książki jest niepozorna i minimalistyczna, to zauroczyła mnie swoją prostotą, a treść wciągnęła już od pierwszych stron. Pani Amanda Maria Chudek pięknie dobranymi słowami, subtelnie poruszała strunami harfy znajdującej się na dnie mojego czytelniczego serca, opowiadając o tym, dlaczego trzeba żyć pełną piersią i na sto procent, każdego dnia. Tak często słyszymy, że nikt za nas życia nie przeżyje, ale zwykle gubimy się w gąszczu codziennych spraw, nie pamiętając o tym, że “dzisiaj nie mamy czasu, jutro nie będziemy mieć siły, a pojutrze nie będzie nas”. A przecież, jeśli tylko zechcemy, możemy sprawić, aby nasze momenty były żywiołowe i pełne pasji niczym tango. “Rywalka” skłoniła mnie do refleksji i przypomniała o głodzie przeżywania, który chciałabym czuć w każdej chwili.
“Snucie marzeń to jedna z najtrudniejszych sztuk. Wymaga nie tylko wyobraźni, ale i odwagi, czasami nawet bezczelności. Trzeba umieć marzyć o tym, o czym innym się nawet nie śniło” /Piotr Adamczyk/
Pewnego dnia u progu biura detektywistycznego prowadzonego przez Roberta Foksa, stają rodzice dziewczyny, która zginęła tragicznie w górach, podczas kilkudniowego, szkolnego wyjazdu. Policja uznała to zdarzenie za nieszczęśliwy wypadek, jednak oni czują, że za śmiercią ich dziecka kryje się coś więcej i proszą Roberta o ustalenie jak było naprawdę. Detektyw podejmuje się tego zlecenia i niezwłocznie rozpoczyna rekonesans. Wraz z nim stopniowo odkrywamy jak żyła Dora, zmarła nastolatka, której największą pasją był taniec. Dowiadujemy się co sprawiało jej przyjemność, poznajemy otoczenie i ludzi z jej środowiska. Autorka świetnie zarysowała wszystkich bohaterów, których spotykamy w książce. Każdy z nich jest opisany w bardzo wyważony sposób, widzimy oczami wyobraźni ich cechy fizyczne, ale również dostajemy najważniejsze informacje o życiu danej osoby. Zostajemy płynnie wprowadzeni w nostalgiczny klimat tego dzieła, a w idealnie dobranych słowach możemy poczuć, że każdy z bohaterów dźwiga jakieś własne brzemię, choć nigdzie nie jest to napisane wprost. Wraz z postępem akcji sprawa wydaje się coraz bardziej zagmatwana, zaczynamy zastanawiać się, czy rodzice Dory nie mają jednak racji w swoich podejrzeniach. Na dodatek Robert odkrywa, że ktoś tutaj kłamie i dążymy wraz z nim za pojawiającymi się tropami. Dokąd nas one zaprowadzą w tej intrygującej historii? Czy detektyw naprawdę jest tak dobrym śledczym, za jakiego się uważa?
Narracja książki prowadzona jest w pierwszej osobie, przez wspomnianego wcześniej detektywa. Dzięki temu dowiadujemy się sporo o jego życiu. O tym, z jakich pobudek podjął się takiego zawodu, jakie sprawy zwykle prowadzi, a także o tym, jak dzięki swoim niezłomnym zasadom moralnym i perfekcjonizmie uważa się za jednego z lepszych w tym fachu. Wchodzimy też głębiej w osobowość postaci, dotykając dna jego zranionej duszy, poznając największe tajemnice i lęki. Książka nie jest jedynie dobrze zbudowanym kryminałem. Całą fabułę odbieram jako świetne tło dla przedstawienia szerokiego spektrum pobudek, jakimi kierują się w życiu różni ludzie.
Tekst traktuje o stracie i przemijaniu, miłości i pożądaniu, ogromnej ambicji i pasji, zazdrości, więzach międzyludzkich i o niszczącej sile źle pojmowanej rywalizacji. Jest genialny w swojej prostocie i subtelnie piękny. Każdy rozdział opatrzony jest mądrą sentencją, która daje Czytelnikowi poczuć przedsmak bagażu wrażeń jakie mają nadejść. Choć dzieło ma naprawdę niewielką objętość, bo zaledwie 150 stron, to wbrew pozorom nie da się go czytać szybko. Niesie ono ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Budzi człowieka do przemyśleń, sprawia, że zaczyna zastanawiać się nad sensem istnienia. Uważam tę książkę za prawdziwą ucztę literacką, każde słowo było w niej świetnie wyważone i dokładnie na swoim miejscu. Bardzo żałuję, że nie mogłam tej przyjemności jeszcze dłużej rozciągać w czasie, ale liczę, że niebawem pojawią się kolejne powieści napisane przez Autorkę.