Z czytaniem kolejnej książki z serii Trylogia Białego Miasta jest jak ze spotkaniem z dawnym przyjacielem. Nie widzicie się jakiś czas i okazuje się, że rozłąka niewiele zmieniła. Może trochę się postarzeliście, może macie trochę więcej problemów, ale czujecie się nadal swojsko i znajomo w swoim towarzystwie. Hiszpańska Vitoria znana z "Ciszy białego miasta" jest już bliska sercu czytelnika, który wysoko ocenił talent autorki i któremu pierwsza część cyklu przypadła do gustu. Ale jeśli myślałam, że to miasteczko i jego historia wyczerpały już pomysły na fabułę, to się pomyliłam, bo okazuje się, że legend o tym zakątku nie brakuje. Tym razem Eva Saenz de Urturi wciąga nas w świat cywilizacji iberobrytyjskich, okazuje się bowiem, że wiele rytuałów czy bóstw czczonych w tym regionie Hiszpanii, w którym leży Vitoria, to pamiątka po Celtach czy Brytach. Tak jest w przypadku tytułowych rytuałów wody, jakie są modus operanti nowego seryjnego mordercy, który zagroził bezpieczeństwu miasteczka oraz życiu inspektora Unai Lopeza de Ayali, zwanego Krakenem.
Po postrzeleniu w głowę Unai cierpi na afazję Broki, nie może mówić, więc komunikuje się ze światem pisząc. Próbuje uporządkować swoje życie i relacje z komisarz Albą Salvatierrą. Być może w niedługim czasie zadebiutują w nowych dla siebie rolach i zostaną rodzicami. Nie dane im jest jednak długo się nad sobą roztkliwiać, ponieważ nad Vitorią po raz kolejny w ciągu kilku miesięcy zaczynają rozpościerać się czarne chmury. W lesie zostają znalezione zwłoki ciężarnej kobiety. Morderca powiesił je w rytualnej pozie, wykorzystując do zadania ciosu przedmioty o religijnym znaczeniu. Dotychczasowa policyjna partnerka Krakena - Estibaliz powiadamia go o tym przypadku głównie dlatego, że ofiarą jest rysowniczka komiksów, która była pierwszą dziewczyną inspektora. Gdy Unai włącza się w śledztwo, wydarzenia nabierają tempa. Odzywają się głosy przeszłości i wydarzenia, które były udziałem policjanta i jego najlepszych kumpli podczas pewnego obozu młodzieżowego kilkanaście lat wcześniej. Czasem jednak nie można ich pogrzebać, gdyż rzutują na teraźniejszość. Co ukrywają przyjaciele? Co zdarzyło się na obozie? Kto jeszcze zginie, nim śledczy trafią na właściwy trop?
Muszę powiedzieć, że pierwsza część Trylogii zaostrzyła mój apetyt na kolejne części (i piszę to ja, która za seriami nie przepadam :P ). Zbrodnie seryjnego mordercy były tam przyczynkiem do zapoznania się z kulturą Basków i życiem prywatnym śledczych, których dało się nawet polubić. W porównaniu do "Ciszy Białego Miasta" "Rytuały wody" nieco rozczarowują. Autorka za bardzo powieliła schemat znany z poprzedniego tomu. Znów seryjne zabójstwa nawiązujące do przeszłości, znów ofiary mają podejrzanie dużo związków z inspektorem Krakenem. W tej części również jeszcze bardziej poznajemy bohaterów i muszę przyznać, że coraz mniej ich lubię, niestety. Nie potrafię zrozumieć niekiedy ich postępowania, wydają się nieco płascy, papierowi. Rozwaliła mnie rozmowa Esti i Alby na temat Krakena - nie do uwierzenia, aby dwie kobiety w kwestii faceta, który obydwu się podoba mogły tak szybko dojść do porozumienia. W kwestii przyjaźni kobiecej wyznaję zasadę o podobnym guście do wina, ale różnym do facetów - tutaj zaskoczenie, że może być aż tak słodziutko.
Podsumowując, o ile "Cisza białego miasta" wywołała efekt wielkiego wow, to "Rytuały wody" trochę ostudziły mój entuzjazm wobec nowej na rynku autorki kryminałów. Żeby jednak nie było tylko gorzko, to trzeba przyznać, że styl Evy Saenz de Urturi jest już stylem charakterystycznym. Podobały mi się wątki związane z motywami, kierującymi mordercą, bo w jakiś sposób nawiązywały do tradycji hiszpańskich horrorów - mgliste kojarzenia z "Sierocińcem" i innymi tym podobnymi. Dobrze, że dalej dowiadujemy się ciekawostek o regionie, w którym dzieje się akcja i że książka tchnie zapachami, nastrojem i obrazami hiszpańskiej prowincji. Liczę na to, iż finalny tom trylogii znów okaże się bombą, a część druga jak to często bywa, pomiędzy tymi dwoma dobrymi tomami będzie malutkim wypadkiem przy pracy. Książka nie jest pozycją wybitną, ale na pewno solidnie napisaną i po prostu dobrą.