Co musi mieć w sobie pierwszy tom cyklu, żebyście zdecydowali się na kontynuację? Czy decyduje o tym otwarte zakończenie? Może sentyment do bohaterów? Albo sięgacie po twórczość osoby, której styl się wam spodobał? Mam nadzieję, że Kamila Cudnik się na mnie nie obrazi (bo ja bardzo ją cenię jako pisarkę), ale po przeczytaniu „W cieniu twierdzy” nie byłam pewna, czy będę dalej uczestniczyć w intrydze w Festung Thorn. Wiele elementów tej powieści mi się podobało, a i jej konstrukcji nie mogłam nic zarzucić. Zabrakło mi jednak jakiegoś pazura. W opinii o tej książce napisałam, że było w niej za dużo elegancji. Jednak bohaterowie wykreowani przez Kamilę Cudnik siedzieli w zakamarkach mojej głowy przez 8 miesięcy – tyle potrzebowano, żeby wydać drugi tom – i kiedy pojawiły się zapowiedzi „Rytuału” w zdecydowany sposób domagali się, żeby po raz kolejny zawitać w moim domu. Nie mogłam ich nie wpuścić.
Jeżeli nie słyszeliście o tych powieściach zaznaczę, że akcja ma miejsce w Toruniu na początku XX wieku. Podczas obchodów nocy świętojańskiej zostaje zamordowana kobieta. Sprawca jest nieuchwytny. Tak w dwóch zdaniach można opisać „W cieniu twierdzy”. W „Rytuale” pojawiają się kolejne zwłoki, a jedna z bohaterek znika. Właściwe mogę napisać, że jest to kontynuacja perypetii wachlarza postaci, które poznaliśmy w pierwszym tomie. Przy bohaterach na chwilę się zatrzymam. Kamila Cudnik stworzyła wspaniały przekrój ówczesnego społeczeństwa. Wplotła w opowieść postacie z różnych warstw społecznych, pełniące różne funkcje, mające różne ambicje i charaktery. I to jest niesamowite, że dla każdego z nich znalazła miejsce w tym cyklu.
Kto jest moją ulubioną postacią? Oczywiście Luiza Zagórska. Dama o silnym charakterze. Można powiedzieć, że wyemancypowana, bo bardzo śmiała jak na opisane czasy. Uwielbiam takie wyraziste, zdecydowane bohaterki. Gotowe walczyć o swoje poglądy – jakie by one nie były – i umiejące zachować się w sytuacji w jakiej zostały postawione (lub zapędzone).
Poświęćmy teraz moment stylowi w jakim została napisana książka. W przypadku „W cieniu twierdzy” był on dla mnie zbyt elegancki, uporządkowany, jak na opisaną fabułę. Odebrał jej trochę mroku. W „Rytuale” autorka przeszła samą siebie i udało się jej osiągnąć efekt, którego brakowało mi w pierwszym tomie. Z jednej strony relacje między postaciami, wzajemne dialogi spowija etykieta i konwenanse. Z drugiej, ze szpar tych ram wyłania się jakieś okrucieństwo. Porównując obie części cyklu o Luizie Zagórskiej doskonale widać, jak ważne są detale. Wspominka o złowieszczym spojrzeniu, szczególnym brzmieniu głosu, a nawet dobór pozornie niewinnych słów powoduje, że po przeczytaniu konwencjonalnego dialogu przechodzi czytelnika dreszcz.
Muszę jeszcze wspomnieć o doskonałej kwerendzie wykonanej przez autorkę. Mało powiedzieć, że Kamila Cudnik opisuje nam Toruń sprzed 100 lat. Tu nie ma przypadkowych miejsc. Bal nie odbywa się w jakiejś sali, a w konkretnym budynku, który zostaje wymieniony z nazwy. Bohater nie ma rezydencji, na jakiejś ulicy, ale na konkretnej Straße pod konkretnym numerem. Co tu dużo mówić, tło zostało fenomenalnie przedstawione.
Jeżeli zdecyduje się sięgnąć po cykl o Luizie Zagórskiej (ja lubię nazywać go „Festung Thorn”, nawiązując do tytułu pierwszego tomu), to nie kombinujcie. Zaufajcie autorce i czytajcie, jak bozia przykazała, po kolei. Pozwoli to wam lepiej zrozumieć fabułę i powiązania między bohaterami. Książki mogą spodobać się szerokiej grupie odbiorców, bo są tu elementy kryminału retro (z genialnie opracowanym tłem) oraz obyczajowe i społeczne. Ja zaufałam Kamili Cudnik, a ona mojego zaufania nie straciła. Na pewno będę śledzić, co jeszcze – literacko – zmaluje.