Myślę, że wszyscy doskonale wiemy i widzimy, jak traktowane są osoby ze społeczności LGBTQ+ na świecie - tak w ogóle. Nie da się od tego uciec, choć wiele osób bardzo by tego chciało - w końcu, według nich takie rzeczy są “nienormalne”. Kiedy otrzymałam okazję poznania książki na ten temat, nawet się nie zawahałam. Po prostu wiedziałam, że muszę poznać tę pozycję i zobaczyć na własne oczy, jak wygląda sytuacja w rejonach położonych zdecydowanie daleko ode mnie. Czy Różowa linia okazała się tak dobrą pozycją, jak się tego spodziewałam? O tym w tej recenzji.
Mark Gevisser jest dziennikarzem pochodzącym z RPA. Przez kilka lat jeździł po świecie i zbierał materiały, które miały pomóc mu w stworzeniu obrazu tego, jak traktowane są osoby ze społeczności LGBTQ+ oraz znalezieniu punktu przebiegu różowej linii, dzielącej społeczeństwa. Wśród kilku historii znalazło się miejsce dla Cioci Tiwo, która zszokowała całą Malawię, wyprawiając pierwsze homoseksualne zaręczyny oraz dla Paszy, która jest transpłciową kobietą i toczy nierówną walkę w sądzie o prawa do widywania syna. Czy uda im się spełnić marzenia o bezpieczeństwie i prawie do bycia sobą?
Powiem szczerze, że zaczynając lekturę tej pozycji, nastawiłam się na coś nie tylko otwierającego mi oczy i uświadamiającego, ale i w pewnym sensie łamiące serce. Nie pomyliłam się za bardzo, ponieważ książka Marka Gevissera obfituje w wiele emocji, choć sam autor raczej powstrzymuje się od subiektywnych spostrzeżeń. To właśnie przedstawione tutaj ludzkie historie nadają całej książce tej emocjonalności, ale i bez nich ta pozycja nie zapadłaby mi tak w pamięci.
Czytanie tej książki nie było łatwe. Przyznaję, że z początku czytałam ją nieregularnie i tylko po kawałeczku. Coś ciągle mnie od niej odciągało, jakby chciało powiedzieć, że to jeszcze nie czas na nią. W końcu jednak udało mi się przysiąść do niej na dłużej, a to, co przeczytałam, zostanie ze mną na bardzo długo. Przede wszystkim autor bardzo ciekawie przedstawia poszczególne historie, choć to w dużej mierze również zasługa rewelacyjnego tłumaczenia Adriana Stachowskiego.
Różowa linia. Jak miłość i płeć dzielą świat porusza wiele tematów i problemów, na jakie natknęły się osoby ze społeczności LGBTQ+, a które obecne są tak naprawdę wszędzie. Wszechobecna transfobia, homofobia i jeszcze inne negatywne reakcje względem tych osób przyczynia się właśnie do przedstawionych przez autora sytuacji. Rodzic, który nie może spotkać swojego dziecka, ponieważ... jest po prostu sobą. To brzmi przerażająco i okrutnie smutno. Po przeczytaniu tej książki mam ogromną nadzieję, że kiedyś doczekamy w końcu takiego dnia, kiedy żadna z tych osób nie doświadczy nienawiści czy niesprawiedliwości tylko ze względu na swoją tożsamość, czy orientację.
Jestem pod bardzo dużym wrażeniem tej pozycji i cieszę się, że miałam szansę ją poznać. Zaznaczyłam sobie w niej kilka fragmentów i cytatów, a do samej pozycji na pewno będę kiedyś wracać. Jest to ten rodzaj literatury, który może otworzyć oczy wielu osobom. Jeśli nieobca Wam literatura faktu, w której nie brak konkretnej treści popartej wieloma źródłami - to ta pozycja zdecydowanie jest dla Was.