„Rozmowy z przyjaciółmi” to druga po „Normalnych ludziach” opublikowana w Polsce powieść irlandzkiej autorki młodego pokolenia – Sally Rooney. Nie miałam okazji czytać poprzedniej książki, dlatego z tym większą ochotą zabrałam się za najnowszą u nas, a tak naprawdę debiutancką powieść autorki.
Frances jest początkującą pisarką, ma dwadzieścia jeden lat. Razem ze swoją najlepszą przyjaciółką, a jednocześnie byłą dziewczyną występuje na slamach poetyckich. Dziewczyny nadal razem mieszkają, są blisko ze sobą, a jednak ich relacja jest już inna. Kiedy poznają Nicka i Melissę, bogate małżeństwo, które wydaje się żyć w idealnym związku, coś w ich relacji znowu się zmienia. Ta znajomość otwiera dziewczynom drzwi do nieznanego dotąd świata pięknych domów, wielkich przyjęć, przepychu i bogactwa. Frances coraz bardziej zatraca się w uczuciu do Nicka. Ich relacja nie jest jednak łatwa, a dziewczyna po raz pierwszy musi zmierzyć się ze swoimi słabościami.
Fabuła książki jest prosta, można ją właściwie streścić w jednym zdaniu. To romans młodej dziewczyny i starszego od niej, żonatego mężczyzny. Ich relację można określić jako burzliwą i to ona jest osią fabuły. Mimo, że prosta, to nie jest zwykła opowieść. Łamie schematy, miesza w głowie, drażni i zmusza do przemyśleń. Tym, co najbardziej wyróżnia tę historię jest fakt, że porusza najprostsze problemy dnia codziennego. Ukazuje bolączki zwykłych ludzi, a także ich przemyślenia z nimi związane. Z tę prozę życia, tak namacalną, prawdziwą, ode mnie duży plus. Mimo jednak niewątpliwych zalet, które dostrzegam w debiutanckiej powieści Sally Rooney, jest w niej coś, co mi przeszkadza. Co mnie gniecie i nie pozwala dać książce najwyższych not. Książka jest reklamowana jako „komentarz na temat współczesnych związków”. Nie do końca jestem w stanie zgodzić się z takim stwierdzeniem. Nie wszystkie współczesne związki wyglądają tak, jak to opisuje autorka. A odnoszę wrażenie, że wszyscy zostali wrzuceni tutaj do jednego worka. W książce nie ma ani jednej zdrowej, normalnej relacji. Nic, z czego warto byłoby brać przykład.
Nie do końca podpasowało mi pióro autorki. Z jednej strony jest stylistycznie pięknie, dzięki czemu lektura zapewnia wyjątkowe, niezastąpione wrażenia estetyczne. Z drugiej jednak, chociaż książkę czyta się przyjemnie, a czytany tekst brzmi mądrze, wyczuwa się w nim pewną pretensjonalność, moralizatorstwo i melodramatyzm opisywanych sytuacji. Podczas lektury czułam się trochę traktowana z góry, co ostatecznie odbierało mi chęci do dalszego zgłębiania opisywanych wydarzeń. Których, swoją drogą, nie ma w książce zbyt wiele. Przeważają przemyślenia bohaterów, ważne czasem i zahaczające o istotne tematy, ale często nużące i niepotrzebne. Oprócz przemyśleń, istotną rolę pełnią w książce rozmowy. Różne, na temat życia, miłości, polityki. I w tym przypadku muszę się do czegoś przyczepić. No bo powiedzcie proszę, znacie młode dziewczyny, które prowadzą rozmowy przede wszystkim na temat religii czy polityki? Ja nie znam i nie wyobrażam sobie, abym miała rozmawiać ze swoją przyjaciółką w sposób, w jaki rozmawiają ze sobą Frances i Bobbi. Ja wiem, że miało to wyglądać mądrze, a wypadło bardzo nienaturalnie. I ja tego nie kupuję.
„Rozmowy z przyjaciółmi” to książka, która nie każdemu przypadnie do gustu. Całkiem fajnie i sprawnie się ją czyta, fabularnie jest mało skomplikowana, a akcji nie ma prawie w ogóle. Jeśli lubicie leniwe powieści, skupiające się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów, na ich przemyśleniach i na rozmowach przez nich prowadzonych, książka może Wam się spodobać. Mnie zauroczył opis codziennych czynności, złożoność przedstawionych relacji i miejscami piękny, wyszukany styl autorki. Nie podzielam jednak zachwytów nad tą powieścią. Jest dziwna, lecz jednocześnie interesująca, intrygująca, niepokojąca. Dla każdego może okazać się czymś innym i może w tym tkwi jej fenomen. Sprawdźcie sami, mnie ciężko jest tę książkę jednoznacznie ocenić.
Książka została otrzymana z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.