W zeszłym roku mieliśmy wysyp książek świątecznych, w tym roku nie będzie inaczej. Dlatego zaparłam się w sobie, by przed sezonem przeczytać jakąś książkę w tym klimacie i tak przed jesienią sięgnęłam po ,,Psiego najlepszego: Był sobie pies na święta". Zrobiłam to z dwóch powodów: miał w tytule święta i pies był miał być ważną częścią fabuły tej książki.
Historia przedstawiano w książce Bruce Camerona zaczyna się kilka miesięcy przed grudniem. Pewnego dnia Joshowi nagle sąsiad podrzuca psa pod opiekę, ponieważ musiał pomóc bratu lecąc do niego, do innego kraju. Główny bohater nie jest przygotowany, by zaopiekować się Lucy. Na dodatek okazuje się, że suczka jest w ciąży a kilka dni później ktoś podrzuca pod dom Josha szczeniaki. Mężczyzna szuka pomocy w schronisku gdzie poznaje Kerri. Na przestrzeni paru miesięcy obserwujemy jak zmienia się życie głównego bohatera, poznajemy jego przeszłość i widzimy jak zacieśnia się jego więź z zwierzętami
Jeśli chodzi o bohaterów to nie są oni szczególnie dobrze przedstawieni z wyjątkiem głównego bohatera. Łatwo ich przedstawić, ponieważ są stereotypowi, pozbawieni charyzmy i charakteru. Dodatkowo często zachowują się infantylnie. Tak poznajemy przyjaciół głównego bohatera, którzy za wszelką cenę chcą mu znaleźć dziewczynę. Leigh bardziej naciska i nie poddaje się, nawet jeśli do tej pory nie wszystko szło w tym kierunku po jej myśli. Wayne nie wywiera takiej presji, ale podporządkowuje się żonie. O Amandzie nie chcę za wiele pisać, bo łatwo zdradzić jej rolę w tej historii. Już na początku można się tego domyślić.
Josh z kolei jest odpowiedzialnym, samotnym mężczyzną, za którymi ciągną się wydarzenia z przeszłości, a dokładnie z dzieciństwa. Te sytuacje miały bardzo duży wpływ na niego i na jego relacje z innymi.. Można odnieść wrażenie, że w niektórych strefach swojego życia, użala się nad sobą. Miały one bardzo duży wpływ na niego i na jego relacje z innymi.
Kerrie, pracownica schroniska bardzo mu pomogła w opiece ma pieskami. Motywowała i dawała dobre rady. Postać po prostu bez wad.
Tytułowe psy są motorem do zmian w życiu głównego bohatera, ale także w książce ,,Psiego najlepszego: Był sobie pies na święta" mamy również inne wątki, które są interesujące i ważne.
Pojawia się motyw osamotnienia i rozbitej rodziny, zdrady a nawet zemsty. Wiem, możecie być zaskoczeniu. Autor przeważnie przedstawia po macoszemu konsekwencje poszczególnych decyzji. Może z wyjątkiem wątku rodzinny. Z kolei relacja romantyczna jest do bólu przewidywalna. Bardzo żałuję, że lepiej nie wybrzmiał wątek wyboru psa jako prezent na święta, ponieważ jest to dość powszechny pomysł, często nieprzemyślany. Na czym cierpią tylko psy (ale także inne zwierzęta), ponieważ bardzo często są one porzucane, oddawane do schronisk lub po prostu źle traktowane.
Najbardziej jednak rozczarował mnie wątek z sąsiadem Josha. Nie został on w żaden sposób rozwiązany, a tego wymagał. Autor po prostu "zamiótł go pod dywan". Szkoda, bo był to jeden z ciekawszych jak nie najbardziej interesujący wątków z oryginalnym pomysłem.
Jeśli szukacie książki z klimatem świątecznym, to tu go nie znajdziecie. Pomimo tego, że nawet szata graficzna w środku książki kojarzy się z okresem zimowym. Samo osadzenie finału historii przed dzień świąt nie wystarczy, by poczuć ten klimat.
Bruce Cameron zdecydował się na narracje pierwszoosobową z perspektywy Josha. Napisana jest językiem potocznym. Przez większość książki myślałam, że napiszę, iż dialogi są dobre i naturalne, ale pod koniec książki takie nie są.
,,Psiego najlepszego: Był sobie pies na święta" to lekka, przyjemna i niezobowiązującą książka, która stara się podejmować ważniejsze tematy z różnym skutkiem. Można po jej przeczytaniu mieć poczucie straty czasu, dlatego polecam wam ją w formie audiobooka jeśli wam się nudzi przy prasowaniu czy myciu naczyń. Nawet jak na chwilę się zamyślicie, nie powinniście nic stracić. Ja tym czasem idę dalej szukać swojej idealnej świątecznej powieści.