Premiera „Róży Napoleona” prawie zbiegła się z premierą filmu „Napoleon”, o którym jest dość głośno. Dla mnie to ciekawe doświadczenie, bo mam okazję z dwóch perspektyw ocenić dwie historyczne postacie, o których chyba każdy słyszał. Pewne jest, że Józefina nie zaistniałaby na kartach historii gdyby nie Napoleon, a według niektórych sugestii, sam Napoleon nie byłby tym, kim był, gdyby nie jego pierwsza żona i jednocześnie prawdziwa miłość. Szkoda, że w książce nie pokazano właśnie tego wpływu na swoje charaktery i losy. Autorka skupiła się raczej na pokazaniu losów bohaterów przed ich poznaniem i krótki moment zapoznania, wieńczący się ślubem. Żałuję też, że przeskoczono o całe osiem lat od dnia przysięgi do momentu koronacji na tytuł Cesarza i Cesarzowej. Te osiem lat mogłoby stanowić kanwę do kolejnego tomu, który chętnie bym przeczytała.
Z lektury „Róży Napoleona” wyłania się obraz uczucia, które poprzedziła obsesyjna wręcz fascynacja młodego dowódcy postacią Marie-Rose. Choć była starsza o zaledwie sześć lat, różnica życiowych doświadczeń była między nimi ogromna. Rose – trzydziestoletnia matka dwójki dzieci, mężatka w trakcie separacji, z tytułem, który we Francji, w dobie rewolucji nałożył na jej barki wór nieszczęść, traum i strachu. To, że Józefina potrafiła się mimo wszystko w tej rzeczywistości odnaleźć i działać, pokazuje jej niezwykłą siłę charakteru.
Postać Napoleona poznajemy z pamięciowych retrospekcji bohatera, przedstawionych w pierwszej osobie. Podoba mi się ten zabieg, bo pomógł mi, jako czytelnikowi bardziej wczuć się w sytuację młodego mężczyzny. A jego stan psychiczny oscylował między euforią a depresją, chorobliwą wręcz ambicją podsycaną gniewem, poczuciem winy, wstydu i jednocześnie obowiązku względem rodziny. Napoleon posiadał jednak niezłomny charakter i po wstępnych rozterkach, odrzucał wszelkie wątpliwości i parł do przodu, by osiągnąć to, co zamierzał. To jego cecha wspólna z Marie-Rose. W kwestiach wojennych autorka przekazała zaledwie ułamek militarnych aspiracji, jednak dokładnie opisała proces zdobywania uznania w oczach Józefiny.
Prywatnie odczuwam pewien dyskomfort jeśli chodzi o samą Józefinę. To, że była silna i niezłomna w dążeniu do rozwiązania trudnych sytuacji, w które popadała, oczywiście mi imponuje i wywołuje odczucie szacunku. Bez żelaznego charakteru, przy pierwszym kłopotliwym położeniu, jej postać mogłaby po prostu zginąć.
Irytuje mnie jednak to, jak wielką wagę miała w owych czasach rola kobiety tylko jako dodatek do mężczyzny. Bez wsparcia, protekcji czy choćby minimum uwagi, kobieta stawała się nikim. XVIII wiek to niestety czas, gdy rola kobiety ograniczała się tylko do wydania na świat potomka i bycia ozdobą. Wiem, „takie czasy” i łatwo mi się oburzać żyjąc w innej epoce, jednak poczucie tej niesprawiedliwości jest nie do zapomnienia.
Oceniając tę powieść pod kątem kompozycji, muszę przyznać, że jest to zgrabnie napisana książka, z dobrym stylem, przemyślaną fabułą i formą opowieści. Objętościowo też jest przyjemna, przy odrobinie czasu, lektura jest idealna na długie zimowe popołudnie i wieczór. Nie wiem jednak, czy pochłonięcie tej książki „na raz” jest dobrym pomysłem. Osobiście zachęcam do rozłożenia czytania na przynajmniej dwie sesje, bo ilości informacji i emocji jest jednak duża. Szkoda byłoby stracić lub pominąć jakiś fakt w natłoku innych informacji.
Wystawiam ocenę 7/10. To świetna lektura, która w przyjemny sposób przybliża nam historię i realia osiemnastowiecznej sytuacji społeczno-politycznej, mimo sporej ilości wątków miłosnych.
Za egzemplarz do recenzji dziękuje Wydawnictwu Harper Collins oraz Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl.