Po pierwsze nigdy bym nie przypuszczała, że będę czytać książkę poruszającą tematykę fizyki kwantowej. Po drugie, że mnie te kwestie zaintrygują!!! A po trzecie, że będzie to interesująca teoria fizyki kwantowej utrzymująca, że świat, w którym żyjemy, to wirtualna gra. O różnych światach słyszałam, bliski jest mi świat realny, uwielbiam świat fantazji, fascynuje mnie świat oniryczny, o uszy obiła mi się równoległa rzeczywistość, czytałam o zaświatach, ale pierwszy raz trafiłam na stwierdzenie, że mogę żyć w grze… Jestem praktykującą humanistką, matematykę i fizykę omijam szerokim łukiem, a tu bach… takie zaskoczenie. Chyba będę musiała dać sobie trochę czasu, by ochłonąć po tych rewelacjach.
Książka Piotra Kelara „Gra, w której żyjemy” zaczyna się i kończy w imponującym przeszklonym gmachu pewnego Instytutu. Wewnątrz gładkie jak lustro powierzchnie. Wszędzie cicho. Gdzieś w głębi przytłumiona muzyka. Jedno ze skrzydeł budynku podlega szczególnej ochronie wojskowej, mieszczą się w nim bowiem serwery i stanowiska informatyków. Natomiast największa część Instytutu to pomieszczenia z kapsułami, gdzie krząta się personel obsługujący uczestników. Każdy z graczy wie, że zaraz wejdzie do odrębnej kapsuły, w której wcieli się w inne życie. Swoje życie. Życie z przeszłości. Kapsuła się zamyka. Niebawem z wewnątrz dobiega płacz dziecka. Nowo zalogowany zaczyna grę... Zakończenie książki to „Śmierć, chwila ciemności… a po chwili oślepiające światło.” Kapsuła się otwiera. Koniec gry. Koniec symulacji. Jesteśmy ponownie w Instytucie.
Co jeszcze – poza tą sugestywną klamrą kompozycyjną – otrzymujemy od autora? Dowody (i tu wkracza, nieszczęsna dla mnie, fizyka kwantowa), że nasze aktualne życie to ledwie jedno z wielu wcieleń, które mamy do dyspozycji w toczącej się grze. Argumentując Kelar zahacza więc o teorię względności, zakrzywianie się czasoprzestrzeni, cząstkę wysokoenergetyczną i inne interesujące kwestie. (Tak, dobrze czytacie i n t e r e s u j ą c e, czyli te wszystkie ścisłe zagadnienia, które z zasady raczej nie powinny ciekawić humanistki. A jednak.) I jakby tego było mało, Kelar zabiera nas jeszcze w XXII w., próbując pokazać sposób funkcjonowania i postrzegania świata z punktu widzenia ówczesnego człowieka. Powiem Wam, że robi to tak zręcznie i umiejętnie, że rzeczywiście kilkakrotnie sama siebie przyłapałam na tym, że nie do końca byłam pewna, gdzie przebiega linia horyzontu między nauką popartą dowodami a jakże przekonującą wyobraźnią autora. A może to fantazja podbudowana naukowymi teoriami?
Jak się czułam czytając Kelara? Uff, momentami byłam zdziwiona, momentami nie wierzyłam, momentami kiwałam głową i przytakiwałam, a momentami sama już nie wiedziałam, co mam myśleć. Zawartość tej książki zwyczajnie nie mieściła mi się w głowie! Na pewno autor osiągnął swój cel, bo zainspirował mnie do myślenia, do zastanowienia się nad zjawiskiem funkcjonowania we wszechświecie, poszukania materiałów na ten temat i rozmów. Nie, nie wszystko z książki zrozumiałam, ale to przecież nie jest podręcznik, z którego muszę przerobić materiał, bo potem będę z niego odpytywana. Dzięki tej lekturze uzmysłowiłam sobie, że Sokratesowskie „Scio me nihil scire” (Wiem, że nic nie wiem.) właśnie wymierzyło mi siarczysty policzek i śmieje mi się w twarz. Nie dlatego, że nie wiem, lecz dlatego, że nie myślę. Bo może rzeczywiście uparcie mam oczy szeroko zamknięte? Patrzę i nie dostrzegam? Słucham i nie słyszę? Mój świat, ten, w którym żyję, nie jest realny, jest światem symulacji, jest grą, a wydarzenia w nim zachodzące dzieją się w przeszłości. Ja jestem w przeszłości. Natomiast to świat nadrzędny jest tym prawdziwym i realnym. Hm, ale skoro tak, to może ten prawdziwy też jest z kolei symulacją innego? Może trochę jak z matrioszkami? W jednej zawiera się wiele innych?
Kelar zręcznie przytacza dowody, argumentuje jak wprawny sofista, tłumaczy na prostych przykładach. I czasami trudno się zorientować, czy to jeszcze dowody naukowe czy już swobodna ich interpretacja wraz z rozpuszczoną fantazją autora wodzą za nos. Do tego dochodzi wszechwiedzący i stanowczy ton (zapowiadający, że wszystko się wyjaśni w swoim czasie), który tylko potęguje poczucie, iż rzeczywiście coś jest na rzeczy. Jakkolwiek do tego podejdziecie, na pewno tytuł inspiruje do próby otwarcia się na alternatywny sposób postrzegania. Mnie te eksperymenty nie zawsze wychodziły, ale sprawiało mi frajdę poigrać z własnym umysłem i starać się go przestawić na inne tory myślenia. Ta książka zachęca do myślenia, stawiania pytań, łączenia faktów, analizy. Niczego w życiu nie przyjmuj ani nie odrzucaj bez zweryfikowania – mówi autor i dodaje jeszcze: nie bój się żyć, nie bój się myśleć, bo myśl potrafi zmieniać życie.
(PS. Żeby była jasność, moc sprawczą mają oczywiście tylko myśli w znaczeniu kwantowym.)