Władimir Sorokin jest jednym z najpopularniejszych współczesnych rosyjskich pisarzy. Był nominowany do rosyjskiej Nagrody Bookera, a jego dzieła zostały przetłumaczone na wiele języków. Na naszym rynku wydawniczym ukazało się siedem książek z jego nazwiskiem na okładce, więc twórczość rosyjskiego autora nie jest obca polskiemu czytelnikowi. W moim przypadku dopiero najnowsza „Zamieć” pozwoliła mi na bliższe poznanie tego twórcy.
Fabuła powieści jest niezwykle prosta. Doktor Płaton Iljicz Garin wybiera się w podróż do wioski, którą ogarnęła epidemia tajemniczego boliwijskiego wirusa, który sprawia, że ludzie zamieniają się w zombie. Na stacji kolejowej nikt nie chce mu pomóc tłumacząc, że w taką zamieć wyprawa nie jest możliwa. W końcu nieugiętemu doktorowi przychodzi z pomocą prosty Chrząkała, który zaprzęga w pięćdziesiąt koników swój wóz, którym na co dzień rozwozi chleb. Obaj mężczyźni ruszają przed siebie z nadzieją, że wkrótce dotrą do celu podróży. Nie domyślają się nawet z jakimi przeciwnościami przyjdzie im się zmierzyć…
Para głównych bohaterów zestawiona została na zasadzie przeciwieństw. Doktor jest typem inteligenta, który nie waha się ruszyć z pomocą potrzebującym nie bacząc na konsekwencje i niebezpieczeństwo. Szybko zyskuje sympatię odbiorcy. Z kolei Chrząkała to zwykły człowiek z ludu. Mężczyzna posługuje się prostym, wiejskim językiem, który kontrastuje się z piękną mową lekarza. W trakcie rozwoju fabuły zmienia się spojrzenie czytelnika na obu bohaterów. Okazuje się, że intencje doktora nie są takie znowu bezinteresowne, a woźnica urasta do rangi dobrego człowieka.
Świat wykreowany przez Sorokina ma w sobie coś z romantycznych ballad. Granica między jawą a snem jest rozmyta, a w tej przykrytej śniegiem krainie wszystko jest możliwe. Na kartach powieści znajdziemy maleńkie koniki, które mieszczą się do worka oraz gigantyczne wierzchowce, karły i olbrzymy, cenne kryształowe piramidki, a także jak to w życiu i bajkach bywa, dobrych i złych ludzi. Dramatyczne przygody przeplatają się z humorystycznymi scenkami. Nad tym wszystkim króluje zamieć, która jest przecież tytułowym bohaterem powieści. Przy tym sprawia wrażenie, jakby miała własną wolę i dla zabawy krzyżowała plany podróżnym. Właśnie za to lubię literaturę rosyjską, bo nawet współcześni pisarze potrafią garściami czerpać z folkloru i ludowości, a opowiadane historie nasycone są baśniowością. Na szczególne uznanie zasługuje tłumaczka - Agnieszka Lubomira Piotrowska, która wykonała kawał świetnej roboty i w doskonały sposób oddała romantycznego ducha tej powieści.
Proza Sorokina całkowicie mnie oczarowała. Żywy i barwny język sprawia, że bez trudu możemy wyobrazić sobie świat przedstawiony, a emocje bohaterów natychmiast przenoszą się na czytelnika. Momentami nawet czułam to samo zimno co pasażerowie chlebowozu. Stworzona przez autora biała kraina jest zachwycająca, chociaż to uczucie podszyte jest lękiem i niepewnością. Istotnym dla mnie faktem jest to, że odnotowałam kilka fragmentów godnych zapamiętania, bo to oznacza, że powieść warta jest tego, aby do niej wracać. Nawet gdybym chciała się do czegoś doczepić ze zwykłej złośliwości, to miałabym problem, żeby znaleźć jakiś słaby punkt. Na szczęście nie chcę, bo powieść zrobiła na mnie rewelacyjne wrażenie. Czego i wam życzę. Polecam z całego serca!