Poezja cygańska/romska to temat niezwykle niszowy. Czy to przez zamknięcie tej grupy etnicznej, czy to przez niezainteresowanie ogółu społeczeństwa romską kulturą. A to wielki błąd, ponieważ twórczość romska jest w jakiś sposób niesamowita.
Swoją przygodę z poezją cygańską zacząłem od pierwszej poetki z tej grupy, czyli od Papuszy (Bronisława Wajs). Jej wiersze mnie zachwyciły. Teraz przyszła pora na drugą, późniejszą poetkę - Teresę Mirgę. Twórczość tej autorki jest trochę inna niż utwory Papuszy. Może przez to, że "matka poezji cygańskiej" żyła wcześniej, była świadkinią przełomowych dla Romów wydarzeń, przy czym przełomowych niekoniecznie w dobrym znaczeniu tego słowa. Poza tym Bronisława Wajs była niewykształcona, co znacząco wpłynęło na kształt jej poezji. Moim zdaniem to właśnie "niezanieczyszczenie" kulturą stało się jej największym atutem.
Obie poetki pisały w prosty sposób, jednak ta prostota u każdej polega na czymś innym. Twórczość Papuszy do mnie trafiła. Jest subiektywnie lepsza i chyba też bardziej uniwersalna niż liryka Mirgi. Od jej wierszy z kolei nieco się odbiłem. Wydają się być w jakiś sposób zamknięte. Być może dlatego, że dotyczą w większym stopniu cygańskości rozumianej dosłownie, literalnie. Papusza też, rzecz jasna, pisała o tematach bliskich Romom, ale w inny sposób.
Wajs była poetką nieświadomą, zresztą sama nie lubiła nazywać się takim mianem. Osoba pisząca wiersze, wg niej, musiała być przede wszystkim wykształcona. Teresa Mirga zaś uczyła się w szkole, co niejako naznaczyło ją i jej twórczość, w której widać np. inspiracje Biblią, a także motywy pochodzące z poezji Papuszy.
W wierszach obie twórczynie podejmują niezwykle proste tematy. Jak pisze Mirga: "proste, ale czułe pieśni,/ które wciąż mówią o tym samym.../ O zniszczonym bucie, o złamanym sercu,/ o złotym, uśmiechniętym słońcu -/ że kochała i się śmiała/ i nadzieję zawsze miała".
Niektóre wiersze z tego tomiku poruszają we mnie czułą strunę. Przypominają, że od urodzenia odczuwam tajemnicze, metafizyczne połączenie z lasem, przyrodą, której przecież jako człowiek jestem częścią. W wierszach widzę siebie, bo poruszane wątki oddają moją obecną sytuację. Po przeszło 18 latach mieszkania na wsi przeniosłem się do miasta, aby studiować. I trochę tęsknię za bliskością natury, leśnymi ścieżkami, które znam jak własną kieszeń, szumem drzew, charakterystycznym zapachem i żywymi kolorami. Mam wrażenie, że z Mirgą rozumiemy się bez słów, bo czuje to samo co ja.
Poza tematem tęsknoty ważnymi motywami są np. pragnienie macierzyństwa (co jest elementem autobiograficznym), Bóg i zawierzanie mu, modlitwy, przy czym te tematy religijne są jednak bardziej "nachalne" niż w poezji Papuszy. Liryka Mirgi wydaje mi się być osobista, intymna i, choć nie lubię rozróżnienia na męskość i kobiecość, właśnie bardzo kobieca. Piszę to z ostrożnością, ale autorkę chyba można nazwać romską Marią Pawlikowską-Jasnorzewską.
Lektura tomiku Teresy Mirgi była dla mnie bardzo osobista. Choć twórczość autorki nie podobała mi się tak bardzo jak wiersze Papuszy, to jednak dostrzegłem w niej siebie. I to uważam za piękne i wystarczające.