Myślę, że każda z nas w pewnym momencie swojego życia marzyła o księciu na białym koniu, który przyjedzie i rozwieje nasze szare życie. Julie Quinn w swojej książce „Propozycja dżentelmena” umożliwia nam poczucie się jak bohaterka prawdziwej, napisanej z rozmachem romantycznej historii miłosnej, która dzieje się w Londynie w XIX wieku. Czy skusicie się na taką podróż w czasie?
Sophie jest bękartką, a jej życie maluje się w dość ciemnych barwach. Po śmierci swojego ojca, który traktował ją jak wychowankę, ale nigdy oficjalnie nie przyznał się do łączącego ich pokrewieństwa, zamieszkuje z nową żoną ojca i dwoma jej córkami. Macocha nie traktuje jej jednak dobrze. Zmusza dziewczynę do wykonywania obowiązków godnych służącej, jednocześnie nie płacąc jej za to ani grosza. W pewnym momencie zdarza się jednak okazja dla Sophie do zasmakowania życia, jakiego nigdy wcześniej nie znała- bal maskowy u Bridgertonów. Pod przebraniem udaje się na niego i poznaje tam mężczyznę, który zawładnie jej sercem i otworzy przed nią zupełnie nowy świat. Kiedy jednak wybija północ, muszą się pożegnać. Czy dla tej dwójki istnieje szczęśliwe zakończenie?
Czytając opis fabuły, można odnieść wrażenie, że książka ma zaskakująco dużo wspólnego z Kopciuszkiem i nie jest się wtedy dalekim od błędu. Autorka dość mocno wzorowała się na tej baśni, ale jednocześnie myślę, że działo się to głównie na początku. Późniejsze wydarzenia odbiegają od tych baśniowych i to jak najbardziej mi odpowiadało. Jako fanka retellingów dobrze czytało mi się także tę inspirowaną Kopciuszkiem część, ale mimo wszystko cieszę się, że autorka dodała od siebie coś nowego.
Powieść czyta się zaskakująco szybko i przyjemne. Styl autorki jest lekki, a w polskiej wersji nie zauważyłam zbyt wielu literówek, czy innego rodzaju błędów.
Podobała mi się dynamika między Benedictem i Sophie. Ku mojemu zdziwieniu wymieniali oni między sobą wiele celnych ripost, które w wielu miejscach były dla mnie zabawne i jak najbardziej trafne. Mam jednak pewien problem z postacią męską. Uważam, że Benedict był bardzo apodyktycznym mężczyzną, który traktował bohaterkę gorzej niż rzecz. Szantażował ją i zmuszał do czegoś, na co nie miała ochoty, a gdy wyrażała swoje zdania, obrażał się na nią. Później przechodzi swego rodzaju przemianę, ale i tak nie mogłam się do niego przekonać. Serialowy Benedict zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu.
Jest jeszcze coś, co mnie denerwowało-tendencja autorki do parowania wszystkich bohaterów. Nieważne, że ktoś z nich początkowo był przeciwny idei małżeństwa- jeśli pozna odpowiednią osobę, zmieni się o 180 stopni. Nie podoba mi się to i uważam, że lepiej wybrzmiałoby, gdyby nie wszyscy odnaleźli swoje drugie połówki, szczególnie, gdy początkowo nie mieli na to ochoty.
Czy polecam wam „Propozycję dżentelmena"? Ciężko powiedzieć. Jeśli lubicie romanse historyczne z nutką erotyzmu, ten także powinien wam się spodobać. Ja sama nie jestem zachwycona tą pozycją, ale nie powiem, żebym bawiła się przy niej źle. Ot, przyjemny, odprężający romans. Myślę, że w gorący, wakacyjny czas właśnie takich książek poszukujemy.
Za książkę bardzo dziękuję Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl i wydawnictwu Zysk i S-ka.