"Cień nocy" autorstwa Deborah Harkness to kontynuacja "Księgi czarownic", którą czytałam już całkiem dawno. Pierwsza część tej serii nie zadowoliła mnie tak jakbym chciała, jednak mimo to dałam szansę również drugiemu tomowi, który już bardziej przypadł mi do gustu. Jednakże zacznijmy od początku.
W poprzedniej części Diana Bishop, która pochodzi z potężnego rodu czarownic odkryła ważny alchemiczny manuskrypt. Zapoczątkowała wówczas wojnę, podczas której związała się z długowiecznym wampirem. To wszystko sprawiło, że pokojowa koegzystencja czarownic, demonów, wampirów oraz ludzi została poważnie zagrożona. W wyniku wydarzeń z poprzedniego tomu Diana ze swoim partnerem szukając bezpieczeństwa przenoszą się do roku 1590. Jednakże dość szybko zdają sobie sprawę, że przeszłość nie może zapewnić im schronienia. Kiedy Matthew odzyskał swoją poprzednią tożsamość poety i szpiega królowej Elżbiety, wampir znalazł oparcie w grupie radykałów znanej jako Nocna Szkoła. Wielu z jej członków to niezdyscyplinowane demony i twórcze umysły tamtych czasów, takie jak dramatopisarz Christopher Marlowe czy matematyk Thomas Harriot. W takich okolicznościach przyszło głównym bohaterom szukać tajemniczego manuskryptu oraz czarownicy, która nauczy Dianę, jak zapanować nad swoją mocą.~*~Bardzo lubię historię o czarownicach, wampirach i innych stworzeniach. A jeżeli utrzymane są w klimacie dark academia, albo są osadzone w przeszłości to nie trzeba mnie długo namawiać do lektury tego typu powieści. I mimo tego, że "Cień nocy" wydawał mi się książką, która może świetnie wpisać się w moje gusta to zaczęłam ją czytać jakiś rok temu, a skończyłam niedawno. To dlaczego tak bardzo czytanie tej książki rozciągnęło się w czasie nie jest teraz takie ważne - przyjmijmy, że tak po prostu się zadziało. Powyższa książka spodobała mi się dużo bardziej niż "Księga czarownic". W "Cieniu nocy" urzekł mnie klimat lokacji osadzonych w XVI w. oraz to, że magia była (przynajmniej w moim odczuciu) bardziej obecna niż w pierwszej części tej serii. Czytając książki pani Harkness nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że powstały niejako na kanwie popularności Sagi Zmierzch. Jednak autorka skierowała swoją serię do starszych odbiorców, a inspiracja "Zmierzchem" jest bardzo luźna. Przede wszystkim tu wampiry nie świecą się w słońcu i są dużo bardziej charakterne. I mimo tego, że Matthew czasem mnie irytował, to stał się moim kolejnym książkowym mężem. Nawet pomimo tego, że jego relacje z Dianą bywały dość toksyczne - przynajmniej w moich oczach. Ciężko jest mi pisać o kolejnym tomie z serii nie ryzykując, że zdradzę Wam za dużo. Mam wrażenie, że mogę jeszcze napisać jedynie tyle, że "Cień nocy" nadal wpisuje się w klimat romansu osadzonego w świecie fantasy. Jednak romansowe wątki tym razem nie przeszkadzały mi jakoś specjalnie. Tym bardziej, że Diana i Matthew spotykali na swojej drodze całkiem sporo przeciwności losu. Myślę, że mogę polecić tę serię tym z Was, którzy niekoniecznie przepadają za fantastyką, a chcieliby wyjść ze swojej strefy komfortu. A to dlatego, że w książkach pani Harkness znajdą się również wątki romansowe, przygodowe i obyczajowe, co sprawia, że wiele czytelników jest tu w stanie znaleźć coś dla siebie.