Ostatnio bardzo modne są romanse i erotyki. Codziennie widzę tytuły, które reprezentują ten gatunek. Mimo wielu polecajek jakoś się trzymałam i nie czułam pokusy, aby po nie sięgnąć. Wiadomo jednak, że każdy opór z upływem czasu słabnie. I tak też się stało. Dostałam propozycję od Wydawnictwa Otwartego, która bardzo mnie zaintrygowała. Postanowiłam wyjść ze swojej strefy komfortu i zmierzyć się z romansem.
Książka „Na samą myśl o Tobie” Robinne Lee bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Autorka nie powiela w niej utartych schematów i stereotypów. Wręcz przeciwnie. Wychodzi im naprzeciw z ciekawym pomysłem na fabułę, który może budzić kontrowersje. Porusza temat seksualności dojrzałych kobiet i różnicy wieku w związkach. Zza kulis wyłania się świat sławy, bogactwa i splendoru. Rozbrzmiewa muzyka i przewija się sztuka.
Solene jest trzydziestodziewięcioletnią kobietą po rozwodzie. Matką nastolatki i właścicielką świetnie prosperującej galerii sztuki. Wiedzie uporządkowane życie, ale do czasu. Wszystko zmienia wyjazd z córką i jej przyjaciółkami do las Vegas na koncert popularnego zespołu. Tam poznaje Hayesa, przystojnego, pewnego siebie dwudziestolatka. Idola nastolatek, który na skinienie palcem mógłby mieć każdą dziewczynę. Jednak wybrał Solene. Kobieta próbuje oprzeć się urokowi młodego mężczyzny, ale chemia między nimi jest tak silna, że wszelkie bariery nie mają przed nią szans. Płomienny romans rozkwita. Solene rozkwita. Jest namiętnie, seksualnie, zmysłowo. Ale czy to szczęście nie jest tylko mrzonką? Czy opinia publiczna zaakceptuje taki związek?
„Pomyślałam sobie, że bez względu na to, jak niedobraną albo niekonwencjonalną parą mogliśmy się wydawać, to jednak w życiu nie miałam z nikim takiej chemii”.
Od pierwszych stron byłam ciekawa, jak potoczą się losy głównych bohaterów. Zastanawiałam się, czy ich związek ma szansę przetrwać, a jeśli już, to jakie będą tego konsekwencje? Czy podjęte decyzje odbiją się również na ich najbliższych? Cóż Robinne Lee postarała się, aby pomiędzy namiętnością były też chwile zwątpienia. Relacja łącząca Solene i Hayesa w pewien sposób urzeka, ale z drugiej strony jest trochę żenująca. Sama nie wiem, jak odnieść się do tego związku. Żyjemy przecież w tolerancyjnym świecie, a jednak nie do końca potrafię zrozumieć postępowanie głównej bohaterki. Z jednej strony ją podziwiam za odwagę, za walkę o swoje szczęście i kobiecość, a z drugiej nie jestem w stanie do końca zaakceptować jej decyzji. Nie sądziłam, że w tym temacie jestem taka kontrowersyjna.
Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem. Lee zrobiła wszystko by połączyć dwa pokolenia i zatrzeć dzielące je różnice. Mamy więc trochę wulgaryzmów, trochę potocznych sloganów i wiele ciekawostek o sztuce. Takie połączenie sprawia, że książkę czyta się szybko, z wypiekami na twarzy i przyśpieszonym tętnem. Stworzona przez kobietę, dla kobiet, idealnie spełni swoją rolę w letnie wieczory.
Moje pierwsze po latach spotkanie z romansem uważam za sukces. To było ciekawe doświadczenie, które chętnie powtórzę i Was również zachęcam.