Weronika, ponadczterdziestoletnia pracownica IPN-u, o odchyleniu prawicowym, katolickim, konserwatywnym wręcz (młodzieńcza fascynacja Wszechpolską), całe życie wychowana w przekonaniu, że uczciwość i wierność zasadom to miara wartości człowieka, odnajduje teczkę ojca, zarejestrowanego jako tajny współpracownik SB. A przecież to ojciec właśnie zawsze stał na straży moralności i to on uczył, że trzeba żyć tak, by nie wstyd było spojrzeć w lustro. Kobieta jedzie więc do rodzinnego domu uzbrojona w haniebne dokumenty, by stanąć z ojcem twarzą w twarz. Tylko czy warto po latach wracać do tamtych zdarzeń? Czy Weronika, dotychczas przekonana, że te sprawy nie mogą zniknąć w mrokach niepamięci, równie twardo obstawiać będzie przy tym, gdy rzecz dotyczy własnej rodziny? Czy można rozliczać z perspektywy czasu za tamtą wiarę i tamtą przynależność? Zrozumieć decyzje innych, gdy tamten czas zna się tylko z opowieści? Nesterowicz zderza ze sobą (niestety dosyć pobieżnie i powierzchownie) dwa różne spojrzenia na ówczesne działania, przynależność do Związku Młodzieży Polskiej, partii i aktywną pracą w ich ramach. Jedno reprezentuje Weronika, tropiąca tych, którzy ze zbrodniczym reżimem współpracowali, bez względu na okoliczności, przyczyny i rodzaj tej współpracy, dla której sam papier z nazwiskiem przy oznaczeniu TW jest dowodem na kolaborację, a tę trzeba zawsze ujawnić, bo prawda ma pierwszeństwo przed uczuciem, współczuciem czy zrozumieniem. Drugie spojrzenie to spojrzenie ojca, który w powojennym komunizmie i przynależności do jego organizacji widział możliwość rozwoju zrujnowanego po wojnie państwa. To przecież ludzie partii - nie ci na szczytach, ale na samym dole - budowali żłobki, domy kultury, drogi i byli inicjatorami i wykonawcami całej masy działań na rzecz lokalnego środowiska. To zapał młodzieży popychał do działania, to partyjna odznaka otwierała Józefowi drzwi, dawała szansę na zapewnienie bytu rodzinie, to egzekutywy zakładowe organizowały wycieczki, imprezy kulturalne, korepetycje dla trudnej młodzieży, wieczorki taneczne. Józef, niewykształcony robotnik, pracujący pierwotnie na trzy zmiany ślusarz w zakładzie produkcyjnym, wie, że w dokumentach IPN-u nie sami zdrajcy, ubecy i donosiciele. "Niepamięć" jest jednak przede wszystkim opowieścią o "zwykłej" polskiej rodzinie tamtych lat, w której wiele spraw się przemilcza, wiejskie pochodzenie jest powodem do wstydu, w domach od dekad te same sprzęty, bo po co wymieniać, jak jeszcze dobre, małżonkowie odgrywają swe role, nawet gdy scenariusz im nie leży, ale rozstania i rozwody nie do pomyślenia, dobry mąż to już taki, co nie pije i nie bije, a dzieci po transformacji uciekają z rodzinnego grajdołka i żyją życiem "nowoczesnym" tak bardzo obcym rodzicom, dla których często bariery ustala niekoniecznie sumienie, a strach przed tym, co ludzie powiedzą. Wizyta dzieci, pełna napięć, niezrozumień i sporów, odkryje długo skrywane tajemnice... W "Niepamięci" sporo sentymentu i sporo bólu... Momentami dzisiejsi 40-letni+ odnajdą siebie, uśmiechną się być może pod nosem z sentymentem na wspomnienia sprzed trzech dekad, zadumają się nieco nad minionym dzieciństwem i własną rodziną, spróbują zrozumieć decyzje Józefa... Niestety, całości zabrakło tego czegoś, co trzymałoby nas przy lekturze, zmuszało do szybkiego powrotu, przykleiło do bohaterów, fabuły... Pomysł może i zacny, wykonanie raptem średnie. Bywa miałko, nijako, przegadanie, łopatologicznie i wprost, a styl oscyluje między bardzo poprawnym a ledwie szkolnym. Szkoda, bo po "Cudownej " spodziewałam się przykucia do fotela, a tu jednak nieco rozczarownie.