Morderstwa Nad Shadow Creek recenzja

Ostatnia powieść Fielding, jaką czytałam. "Morderstwa nad Shadow Creek" uważam za najlepszą książkę, jaką czytałam autorki.

Valerie to kolejna porzucona kobieta przez męża. Facet jest chodzącym typowym, ograniczonym móżdżkiem, lecącym na młodsze laski. (Nie mam pojęcia, co bohaterka w nim widziała). Tuż przed urodzinami kobiety, były mąż robi jej "niespodziankę" zabierając ich wspólną nastoletnią córkę Brianne na wspólną wycieczkę "integracyjną" (aby nowa kochanica o imieniu Jennifer mogła lepiej zapoznać się z przyszłą pasierbicą). O ironio ten bydlak (inaczej go nie nazwę) nie może wyrobić się w pracy i prosi Valerie o podrzucenie kochanki i córki do hotelu. Hhaha, zabawne prawda? (Wcale).

Valerie chociaż było mi szkoda, to miałam ochotę palnąć w łeb za jej naiwność, głupotę i brak godności. Jak można świadomie tak się upokarzać?
Bohaterka ma jednak świetnych przyjaciół Melissę i Jamesa, na których zawsze może polegać. Ta dwójka jest tak komiczna, że nie sposób ich nie kochać. Dzięki temu duetowi trochę się pośmiałam.

Brianne strasznie irytująca! Typowa odmóżdżona nastolatka, w której nie bije serce, a jedynie telefon komórkowy. Ciągle tylko sms-y i nowo poznany chłoptaś bez którego nie może żyć pomimo, iż ledwo go zna. 
Z Jennifer również możemy bliżej się zapoznać. Dowiadujemy się o trudnej sytuacji rodzinnej i złej relacji z siostrą. 

Powieść trzyma w napięciu przez cały czas jej trwania. Fielding udowadnia po raz kolejny, że potrafi znakomicie skonstruować intrygę. Polecam!