Slash. Jeden z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych gitarzystów świata. To pierwsze jest bez wątpienia zasługą wrodzonego talentu i miłości do grania, to drugie nieśmiertelnemu wizerunkowi faceta z gitarą, burzą czarnych loków i cylindrem na głowie. I jeszcze do niedawna papierosem jakby na stałe przyklejonym w kąciku ust. Przypuszczam, że mało jest osób, które zobaczywszy jego zdjęcie nie miałyby pojęcia kim jest ten facet. Dla mnie, jeśli chodzi o muzykę, jest bogiem, dlatego na jego kolejną biografię wyczekiwałam z niecierpliwością. Tym bardziej, że autor na tym polu nowicjuszem nie jest i parę dobrych rockowych biografii na koncie ma ( między innymi Metallica, AC/DC czy Iron Maiden).
Czytanie o Slashu zawsze jest dla mnie przyjemnością, nie inaczej było i tym razem. Trzeba autorowi przyznać, że bardzo dobrze przygotował się do przedstawienia nam życiorysu muzyka. Tutaj od razu dodam, że jest to biografia nieautoryzowana, więc opiera się bardziej na materiałach zdobytych przez Stenning’a z różnych źródeł, od wywiadów w prasie, po strony internetowe poświęcone Slashowi. I muszę przyznać, że bardzo rzetelnie udało mu się przedstawić drogę, jaką musiał przebyć muzyk od biegania po domu babci z gitarą do zostania gwiazdą rocka. A nie była to droga łatwa, jak to często wśród muzyków bywa.
Chociaż moim zdaniem mamy tu zdecydowanie za mało Slasha w Slashu. Odniosłam wrażenie, że Stenning za wszelką cenę chciał wyjaśnić czytelnikowi dlaczego Slash nie wrócił do Guns n’ roses. I z jednej strony próbuje pokazać, że kariera Slasha nie skończyła się wraz z odejściem z Gunsów, a wręcz nabrała rozpędu, że bez zespołu radzi sobie świetnie, bo po prostu stworzony jest do bycia na scenie i dawania fanom radości, jaka płynie z słuchania jego gry. Ale z drugiej ciągle uparcie powraca do tematu GNR i Axla, a to jest już naprawdę temat przetworzony na wszystkie możliwe sposoby. I ja nie oczekuję, że ktoś pisząc o Slashu pominie ten zespół zupełnie, bo jak by nie było jest ogromną częścią jego życia. Ale zdecydowanie za często autor do tematu powraca, zamiast naprawdę skupić się na pokazaniu, że Snakepit i Velvet Revolver również były przełomowymi etapami kariery muzyka. Bo to jest właśnie ta część, której mało kto poświęca więcej uwagi, a zdecydowanie jest tego warta. To samo dotyczy pewnych faktów z życia Slasha, które też miały w jego życiu duże znaczenie. Między innymi problemy z uzależnieniem, które doprowadziły do poważnej niewydolności serca. Te wątki zostały albo rzucone gdzieś mimochodem, albo pominięte w ogóle.
Co zachwyciło mnie najbardziej: Stenning’owi udało się pokazać to, co w Slashu najważniejsze – jego przeogromną miłość do tego co robi. Nie dba o tą całą gwiazdorską otoczkę, on po prostu chce wyjść na scenę, do ludzi i tylko grać, grać, grać. I to właśnie jest jego magia, to sprawia, że na dźwięk jego muzyki ma się ochotę tylko zamknąć oczy i cieszyć się tym bez końca.
Zdecydowanie jest to pozycja obowiązkowa dla każdego fana, nie tylko dlatego, że przybliża nam trochę tę złożoną, wiecznie skrytą za burzą loków osobowość. Dostajemy też ciekawą analizę poszczególnych utworów znajdujących się na wszystkich płytach z dorobku artysty, sporo ciekawostek z jego życia, oraz szczegółowy opis sprzętu, jakiego używa Slash, od gitar po przestery, co bez wątpienia jest wielką gratką dla gitarzystów inspirujących się Slashem.
Co prawda pozostawia pewien niedosyt, ale chyba dla fana nie istnieje biografia, która w stu procentach zaspokoiłaby jego ciekawość. A przecież niemożliwością byłoby dokładne spisanie życia artysty. Dlatego jako fan jestem bardzo zadowolona i zdecydowanie polecam innym fanom!