Ostatnio tak sobie bez celu dumałam nad wszystkim i nad niczym (żeby opóźnić nadejście momentu, w którym musiałabym zająć się czymś konkretnym, oczywiście) i doszłam do wniosku, że biorąc pod uwagę mój całkiem młody wiek, posiadam zacny staż czytelniczy. Zadowolona z dobrze prorokujących na przyszłość statystyk, wywnioskowałam, że nie za szybko stanę się znaną na całym świecie (i wszechświecie) recenzentką, ale kiedyś to na pewno nastąpi – na przykład wtedy, kiedy nasze wydawnictwa, zamiast opóźniać premiery książek, zaczną wydawać po kilka tomów z serii na raz.
Ostatnio w moje łapki trafiła „Królewska krew. Wieża elfów” autorstwa Michaela Jamesa Sullivana. Wydawnictwo Prószyński i Ska poszło za ciosem i wydało dwie części serii za jednym zamachem. Czyżby wraz z tą książką nadeszła także moja chwila sławy…? :)
Riyira – duet złodziejaszków, przed którymi drżą wszyscy. Nieuchwytni i konsekwentni, wykonają najtrudniejsze zadanie. Pokonają wszystkie problemy. Rozwiążą każdy konflikt – nawet wtedy, kiedy sami byli jego inicjatorami. Para głównych bohaterów zdecydowanie różni się od siebie, lecz nie przeszkadza im to we wspólnej, długoletniej współpracy. Obaj posiadają Tajemnice, przez wielkie „T”, o czym czytelnik będzie miał szansę się przekonywać przez całe siedemset stron książki.
Kreację bohaterów jest mi bardzo trudno ocenić, ponieważ o tyle, o ile postacie drugoplanowe są barwne, ciekawe i potrafiły mnie do siebie „przyciągnąć”, to główna dwójka, chociaż miała znacząco się od siebie różnić i posiadać charaktery nacechowane wieloma indywidualnymi właściwościami, to ze strony na stronę, stawali się oni coraz bardziej do siebie podobni. Paradoksalnie, źli i cwani spryciarze, zamiast zostać przedstawieni jako dwójka egoistycznych złodziejaszków, wszędzie szukających czegoś dla siebie, byli pokazani jako szlachetni łotrzykowie, bardziej dobroduszni, niż, występujący w książce, kler.
Konstrukcja fabuły, pierwszej jak i drugiej części, jest bardzo wyrazista i przejrzysta. Autor nie wprowadza niepotrzebnych epizodów czy sytuacji, które miałyby po prostu zapychać kartki. W książce nie znajdzie się też żaden wątek, który po rozpoczęciu, nie byłby później kontynuowany. Obydwie części stoją na tym samym poziomie, a chociaż opowiadają o dwóch różnych przygodach naszego złodziejskiego duetu, to i tak miałam pewne poczucie ciągłości wydarzeń, co zapewne było spowodowane kontynuacją wątków pochodzących z jednej części, w kolejnej.
Opisy zawarte w książce przemawiały do mnie. Nie były zbyt długie, a jednocześnie nadawały książce pewien klimat. Mogłabym się przyczepić jedynie do zobrazowania pojedynków czy walk. W tym wypadku, relacje z takich wydarzeń wydawały mi się bardziej sprawozdawcze. Brakowało mi tutaj tego czegoś, dzięki czemu mogłabym wyobrazić sobie opisywane sytuacje.
Chociaż fabuła książki jest dosyć schematyczna, to jej odbiór jest zadziwiająco bardzo dobry. Świetna powieść, jeśli ktoś dopiero zaczyna swoją przygodę z fantasy, a jeżeli ją kontynuuje, jest to dobry odpoczynek od ambitniejszych pozycji. „Królewska krew. Wieża elfów” to powieść napisana bardzo przystępnym językiem, autor ma lekkie pióro i nie posiada żadnych problemów z konstruowaniem fabuły. Jestem pewna, że sięgnę po kontynuację, bo kolejna część już stoi na mojej zacnej półeczce, czekając, aż po nią sięgnę. :)