“Rewolwer” to książka, która przyciągnęła mnie do siebie, ponieważ na pierwszy rzut oka wydawała się polską produkcją. Wyobrażałam sobie kryminał z Polakami w roli głównej, którego akcja toczy się w dobrze znanych nam wszystkim miastach początkiem XX wieku. Tak właśnie wyglądała dla mnie okładka tego dzieła - oddawała klimat “starych” polskich filmów, które kojarzę z dzieciństwa. Jakie było moje zdziwienie, kiedy odwróciłam ją na drugą stronę i okazało się, że autorowi daleko jest do bycia Polakiem, akcja toczy się na innym kontynencie, a jedynym polskim akcentem jest pochodzenie bohaterów powieści. Dlatego też nasunął mi się wniosek, że osoby odpowiedzialne za szatę graficzną wykonały swoje zadanie naprawdę dobrze, oddając klimat książki i wprowadzając w niego czytelnika już od pierwszych sekund obcowania z nią.
Na uznanie zasługuje również umieszczenie mapki z miejscami, o których mowa w dalszej części, na początku książki. Dzięki temu nie musimy polegać w trakcie lektury jedynie na własnej wyobraźni i możemy lepiej wizualizować sobie opisywane miejsca. Ja muszę przyznać, że w pewnym momencie zapomniałam o jej obecności i później bardzo tego żałowałam.
Dzieło Duane Swierczynski to opowieść o morderstwie dwóch policjantów - ciemnoskórego oraz, potocznie mówiąc, białego, ale też o tym, jak ta niewyjaśniona zbrodnia odbiła się na życiu kolejnych pokoleń z tych rodzin. O tym, że niektórych prawda może wyzwolić, a dla innych lepiej byłoby, gdyby nigdy jej nie poznali. Jest to również historia o tym, jak rozdrapywanie starych ran może odbić się na zdrowiu, ale nie naszym, a naszych bliskich. W “Rewolwerze” każdy zna jakieś tajemnice - swoje lub innych ludzi - i każdy za wszelką cenę chce ich bronić. Co jednak stanie się, kiedy “z zaświatów” powróci niesforna młoda kobieta i zacznie zadawać pytania o to, co tak naprawdę wydarzyło się pięćdziesiąt lat wcześniej i odkryje, że to, co przez ostatnie pięć dekad wszyscy uznawali za prawdę, wcale nie mogło się wydarzyć. Czy dzięki temu rodzina znowu ją pokocha, a może znienawidzi? Czy po tylu latach komuś jeszcze może grozić niebezpieczeństwo? Jak wiele sekretów wyjdzie na światło dzienne, kiedy Audrey zacznie zadawać pytania? Na te i inne pytania odpowiedź poznamy w trakcie lektury.
Jeżeli chodzi o samą czynność czytania to mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony czcionka, układ tekstu, język i słownictwo ułatwiają szybkie czytanie książki. Z drugiej jednak strony jest ona podzielona na rozdziały, które pozwalają czytelnikowi przenosić się pomiędzy punktami widzenia trzech różnych osób oraz latami 1964-1965, 1995, 2015. Z reguły bardzo lubię taki styl pisania, ale w tym przypadku sprawił on, że nie potrafiłam w pełni wciągnąć się w sprawę morderstwa, która powinna być pierwszoplanowa. Wątków w tym dziele było sporo i pomimo ogromnych chęci ostatecznie nie udało mi się zrozumieć wszystkich opisywanych zdarzeń w pełni, czego żałuję.
Niemniej jednak wydaje mi się, że jest to przyjemna lektura z polskim akcentem i w przyszłości chciałabym sięgnąć po inne książki tego autora, aby wtedy podjąć się próby przesądzenia, czy jego styl jest dla mnie, czy jednak nie.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl