I odpłynęłam... To znaczy bardzo chciałam wraz z dziewczynami przeżyć bogatą relację z ich podróży. Niestety bardzo przeszkadzało mi, gdy w treści, np podczas wędrówki szlakiem Inków Holly rozprawia o swoim pochodzeniu, a innym razem druga z dziewczyn roztrząsa swoje niedawne problemy z pracy i tak non-stop. Przedstawianie fragmentów własnych historii w książce o podróżowaniu jest chybionym pomysłem. To wszystko nie tylko rozbija relacje z poszczególnych etapów wyprawy, ale psuje nastrój i zaburza charakter książki. Jest podróż, kobiety wyruszają ze Stanów w daleką drogę, chcąc się cieszyć światem, a jednocześnie porządkują własne życia. I dobrze! To by mogło zostać, tylko że można stracić rozeznanie, czy to aby na pewno lektura podróżnicza, czy analiza dylematów bohaterek, zabierająca tyle miejsca w książce, że podróż traci na znaczeniu. A gdzie barwnie opisane krajobrazy, ciekawi ludzie, koloryt napotkany tak w popularnych, jak mało uczęszczanych miejscach? To na tym powinna bazować ta opowieść, a nie zagłębianie się w losy, jak dla mnie, mało dojrzałych około trzydziestoletnich kobiet, które nagle podczas wyprawy dochodzą do zaskakującego wniosku, że dom to nie budynek, ale takie miejsce, gdzie zlokalizowane są najbliższe nam osoby. Brawo! Pomroczność jasna was w końcu opuściła.
"Dziewczyny w podróży" jako publikacja podróżnicza? Tak się zastanawiam i owszem jest opisana podróż i to do egzotycznych części globu, tylko jakoś fantazji do skupienia się na zasadniczym temacie, jako zachwytu nad światem, przygodą i przeżywania tego co doświadcza się podczas włóczęgi jest niewiele. Odnosiłam wrażenie, że częściej są zmęczone szlakiem, niż zadowolone z tego co tu i teraz przeżywają. Wyprawa przewidziana na rok, a już w Peru słychać narzekania. To nie podróż ich życia w celu poznawania nowych kultur, a danie sobie czasu na zorganizowanie czegoś od nowa. Tylko wpierw trzeba wiedzieć czego się chce. A czym jest ta podróż dla bohaterek? Przyjaciółki skupiły się raczej na filozofii życia, postrzegania swojego położenia, tego dokąd zmierza ich życie. Chcą zyskać pewność, że robią dobrze przy podejmowaniu wiążących decyzji rzutujących tak na sprawy zawodowe, jak i prywatne. To nie relacja z podróży, a relacjonowanie własnych życiowych dokonań, a wszystko to w trójgłosie.
Zdziwiłam się, że temat został w ten sposób zrealizowany. I z tego względu książka nie stała mi się bliską, nie odczułam zawrotu głowy z powodu przekraczania kolejnych granic. Mało w tym było zachwytu i spostrzeżeń osoby pierwszy raz dotykającej czegoś nowego.
Myślałam, że to będzie pozycja na miarę "Dziewczyńskiej podróży dookoła świata" polskich przyjaciółek, która na mnie wywarła ogromne wrażenie. Niestety, "Dziewczyny w podróży" nie posiadają nawet w połowie tego daru opowiadania wrażeń z pobytu na orientalnych szlakach. Dla mnie tego typu relacje muszą być przekazane w sposób plastyczny, oddający realnie charakter odwiedzanych miejsc, bym mogła się tam niemal przenieść. Chce poczuć podczas lektury przygody niemalże na miarę osób, które tam są i mają nie tylko w zasięgu wzroku, ale i dłoni - te skały, ten piasek, upał i pot.
Niestety, Amanda, Holly i Jen nie przekonały mnie do swojego projektu.