Krzysztof Bielecki ma na swoim koncie kilka książek, które zdecydowanie wyróżniają się na tle innych polskich powieści. Na ich opisach można przeczytać „inna niż wszystkie” i zazwyczaj tak właśnie jest. W tamtym roku miałem okazję się o tym przekonać, bowiem w moje ręce wpadł „Defekt pamięci”
http://czytajacswiat.blogspot.com/2012/02/krzysztof-bielecki-defekt-pamieci.html . Gdy zaszła możliwość przeczytania kolejnej książki Pana Bieleckiego od razu się zgodziłem, mimo że autor ostrzegał, że ta pozycja będzie jeszcze dziwniejsza. Tak więc niedługo po tym do mych rąk trafiła „Rekonstrukcja” i zacząłem się w nią wgłębiać.
Podczas podróży pociągiem, który jak się okazuje wcale nie jest pociągiem, jeden z pasażerów, John Johnson, znika. Wychodzi z przedziału i nikt go już więcej nie spotyka. Nie ma go w żadnym z przedziałów, nie ma na korytarzach, w toaletach, po prostu wyparował. Jak to możliwe, że w miejscu, z którego nie można w żaden sposób wyjść, ktoś jednak zniknął? Jaki związek z tym incydentem mają Ma i Mo żyjący na olbrzymim złomowisku, szalony admirał na łodzi podwodnej czy też małe szklane rurki wypełnione czymś na kształt dymu?
Wyżej wymienione Ma i Mo, admirał oraz szklane rurki to również część tej powieści jednak znaleźć je można w innych opowiadaniach. „Rekonstrukcja” jest bowiem zbiorem 7 opowiadań, w którym 6 pierwszych rozdziałów, jak to wytłumaczył sam autor na początku, jest wstępem do ostatniego, tytułowego opowiadania. Już tutaj zauważyć można pewną dziwność powieści: wstęp jest kilkakrotnie dłuższy niż część, w której John Johnson w końcu znika i pojawiają się odpowiedzi na nurtujące nas pytania. No właśnie: w końcu, albowiem o tym, że John Johnson zniknie czytamy kilkanaście albo i więcej razy, co zamiast intrygować, po pewnym czasie staje się nużące i irytujące.
Rozdziały można czytać w różnej kolejności, nie nawiązują do siebie bezpośrednio, jeśli jednak czytać uważnie to bystre oko czytelnika wychwyci pewne ciekawe zbieżności, które mogą się przydać w ostatnim rozdziale. A zakończenie, mimo że samo w sobie zaskakuje to jednak nie porywa. Czytałem opinię, że po zakończeniu ktoś miał w głowie chaos i w pewnym stopniu się z tym zgadzam, bowiem wciąż pozostają niewyjaśnione sprawy, które czytelnik musi rozwikłać sam, w głowie.
Miała to być książka jeszcze bardziej dziwniejsza od „Defektu pamięci”. Oczywiście, jest dziwna, jednak dla mnie nie tak mocno jak właśnie ta poprzednia książka. Nie jest to już to samo. Oczywiście ceni się to z uwagi na oryginalność, każda kolejna książka rzeczywiście jest inna, jednak w tym przypadku nie jest to chyba coś lepszego. Powieść intryguje, to jasne, jednak nie wciąga na tyle mocno by przeczytać ją jednym tchem, mimo że jest krótka.. Może dlatego, że to zbiór opowiadań a nie jedna spójna treść.
„Rekonstrukcja” to pierwsza powieść projekcyjna. Na okładce znaleźć można porównanie do tak dobrze znanej plamy atramentowej, w której każdy widzi co innego. Tak samo ma być z książką. Każdy czytelnik wyniesie z niej coś innego, inaczej spojrzy na dane wątki, dostrzeże inne związki i zbieżności. Być może tak jest, ale czy to pierwsza taka książka? Czasem nawet przy zwykłej literaturze zdania co do jej treści są podzielone.
Jeśli ktoś jest fanem twórczości Pana Bieleckiego to myślę, że tak czy siak sięgnie po tą pozycje. Jeśli ktoś go jednak nie zna, to cóż, zawsze warto przekonać się na własnej skórze, tym bardziej, że każdy może tu zobaczyć coś innego. Stratą czasu na pewno „Rekonstrukcja” nie jest, jednak spodziewałem się czegoś więcej.