Modny ostatnio wywiad rzeka, tym razem z osobą którą zna każdy, i która do dziś budzi wielkie emocje, dość przytoczyć hasła 'polski Ludwig Erhard' czy 'doktor Mengele polskiej gospodarki'. W każdym razie Balcerowicz ma już swoje miejsce w historii a tutaj opowiada o swoim życiu i (przede wszystkim) pracy.
Jego szczyt kariery nastąpił w latach 1989-91, gdy przeprowadził gigantyczną reformę polskiej gospodarki nie mającą precedensu: zastał gospodarkę socjalistyczną, w katastrofalnym stanie (hiperinflacja, olbrzymi dług zewnętrzny i wewnętrzny) a zostawił gospodarkę kapitalistyczną. Najbardziej fascynujące w tej książce jest opisanie czasu tych epokowych reform.
Pracował wtedy z małym ale bardzo sprawnym i wydajnym zespołem współpracowników. Narzucił im dryl wojskowy, ale chyba bez tego by się czasowo nie wyrobili, bo ciągle straszliwie goniły terminy. Ważna też była koordynacja pracy różnych komórek, umiejętność podejmowania decyzji w warunkach stresu i presji czasowej. Także umiejętność doboru właściwych ludzi, mądrych, lojalnych, umiejących pracować w zespole. Są to rzeczy szalenie ciekawe, które winny być studiowane przez obecnych i przyszłych reformatorów. I właśnie niepodważalna zasługa Balcerowicza polega na tym, że owych reform dokonał.
Paradoksalnie, to co było siłą Balcerowicza w latach 89-91 czyli niezachwiana wiara w słuszność własnych przekonań, obecnie jest jego słabością. Piszę tak dlatego, że czytając ostatnie rozdziały, w których prezentuje swoje poglądy na współczesną ekonomię czułem zażenowanie i irytację. Jawi się w nich Balcerowicz jako dogmatyk, jako niezłomny zwolennik poglądu neoklasycznego głoszącego, że wolny rynek zawsze jest cacy a państwo zawsze be. Więc trzeba wszystko prywatyzować, a wszelkie kryzysy ekonomiczne biorą się z interwencjonizmu państwowego. Takie poglądy były głoszone ze 60 lat temu przez von Hayeka, Miesesa czy Miltona Friedmana, ale od tego czasu świat poszedł mocno przodu, wiemy dużo więcej o gospodarce, a neoklasyczne recepty nie są żadnym antidotum na problemy współczesności. Niestety Balcerowicz zatrzymał się na starych teoriach, wierzy im bezkrytycznie i nie chce przyjąć do wiadomości niczego co jest sprzeczne z jego religią. To postawa prawdę mówiąc intelektualnie jałowa.
I tak, odnosząc się do kryzysu z 2008r., mówi: „nie zwalajmy kryzysu finansowego na „chciwość” bankierów. To intelektualna tandeta, ignoranckie moralizatorstwo.” Niestety, często to samo można powiedzieć o jego rozumowaniu i poglądach. Na przykład, mówiąc o noblistach, Stiglitzu i Krugmanie, którzy różnią się od niego w poglądach na ekonomię, Balcerowicz twierdzi „W odróżnieniu od nauk ścisłych, w ekonomii Nagroda Nobla nie jest żadną gwarancją ani wysokiej jakości intelektualnej, ani zwykłej rzetelności laureatów.” Jest to po prostu niesmaczne, bo jeśli chodzi o dorobek intelektualny, Balcerowicz mógłby obu noblistom buty czyścić. Nawet Alan Greenspan (były szef amerykańskiego banku centralnego) przyznaje, że przyczyną kryzysu z 2008r. była zbytnia deregulacja rynków finansowych, ale Balcerowicz i tak wie swoje.
Sprawę ułatwia mu wywiadowczyni, pani Stremecka, która nie jest dla niego intelektualnym partnerem. W sumie trochę szkoda, bo została stracona okazja na rzeczową polemikę z jego poglądami
Tak że książka ma swoje silne i słabe strony, tak jak jej bohater, niemniej jest to bardzo ciekawy przyczynek do naszej historii w ciągu ostatnich 25 lat.