"Jeśli wszystko już masz - pomyślała - to co jeszcze możesz mieć? Depresję." s.23
A jeśli nie chcesz mieć depresji? to powinno się mieć "coś swojego" - jak to od paru osób usłyszała Marta.
I zdaje się, że znajduje przypadkiem takie miejsce, które może stać się tym czymś należącym tylko do niej. Na bazie tej lektury można szybko wysnuć wniosek, że nie wystarczy mieć dom, małżonka, prace, ale też jakaś pasje, a nie jedynie podporządkować się pod czyjąś wizję życia. Poświęcanie się w imię drugiego człowieka może być tylko dobre na początku, ale później zauważa się rozłam, szczególnie gdy ten drugi nie ofiarowuje całego siebie, bo każdy ma prawo zachować odrębność, pozostawić taką cząstkę tylko na swoją wyłączność. Jednak może się też okazać, że ten drugi jest zwykłym egoistą.
Marta jest niby dorosła, ale wydaje się nie być dojrzała, brak w niej gotowości do podjęcia jakichkolwiek zmian, mimo iż obecna sytuacja wcale jej nie satysfakcjonuje. Ignoruje swoje potrzeby nawet nie będąc tego świadomą. Przemawia przez nią wdzięczność losowi za to co ma, jednak niestety uświadomienie sobie tego faktu nie sprawia, że potrafiłaby się z tego stanu rzeczy cieszyć. W sumie trudno się dziwić, gdy przyjrzymy się sprawie bliżej, owszem bohaterka ma to o czym marzyła dla siebie, tyle że nie jest to w pełni wartościowe. Mąż - który nie docenia, nie obdarzając szczególnie atencją, szefowa - która wyżywa się na pracownikach o sieje nieprzyjemna atmosferę w pracy, znajomi - jednak oderwani od jej rzeczywistości, gdyż to przede wszystkim znajomi męża egoisty. Świat, w którym przyszło jej żyć nie jest zbyt przyjazny dla niej, obdarza ją samotnością.
W końcu jednak następuje przełom, dochodzi do zdarzeń, które pchną bohaterkę do zmian i walki o poczucie własnego szczęścia.
Podoba mi się ten niespieszny rytm, w jakim wiedzie nas bohaterka po swoim świecie, co daje czas na formułowanie rozważań i to wpływa na ogólny refleksyjny klimat książki. Może tylko brak postawienia kropki nad "i", jakiegoś mocniejszego akordu na koniec by to wszystko się nie rozwiało, dało potwierdzenie, że zmiany są na stałe i by czytelnik nie miał poczucia, że bardzo szybko zapomnij o tej historii. Z drugiej strony, przecież w tym wszystkim chodziło o znalezienie swojego miejsca, potwierdzenia na sens istnienia, a to dostajemy.
Takie książki to wyzwalacze, zapalają nas do przemyśleń nad własnym życiem i dzieje się to mimochodem, czy chcemy czy nie, gdzieś podświadomie uruchamia się ten mechanizm i brnąc w opowieść bohaterki analizujemy przy okazji siebie. Świat Pogodnej zaczął mnie tak samo wciągać jak bohaterkę.