„Przeminęło z wiatrem” była już wielokrotnie oceniane, z różnym skutkiem. Tysiące analiz głównej bohaterki i jej niebanalnego charakteru, dyskusje na temat świata, jaki podała nam autorka – świata, który chwilami nas rozkochuje w sobie, a chwilami przeraża. Recenzuję tę książkę z pewną obawą, czy przypadkiem nie „zniszczę” jej uroku w kilku słowach.
"Przeminęło z wiatrem” to powieść napisana przez Margaret Mitchell, amerykańską pisarkę pochodzącą z Atlanty. Uważam jej tytuł za bardzo trafiony; przed przeczytaniem zastanawiałam się nad powiązaniem z książką, a teraz śmiało mogę stwierdzić, że jest dopasowany idealnie. Dlaczego? W tym momencie należy przypomnieć sobie kilka lekcji historii.
Wojna secesyjna wybuchła w Ameryce w 1861 roku i bezpowrotnie zabrała to, co Południowcy uważali za swój raj. Plantacje, niewolnictwo murzynów… Pani Mitchell zaserwowała nam wszystko, pokazała, jak trudne było porzucenie dawnych wartości i całego ustabilizowanego życia.
Główną bohaterkę, Scarlett O’ Harę poznajemy właśnie w roku 1861. Jest to szesnastoletnia dziewczyna, lubiąca wygodne życie, codzienną sielankę i kokietowanie chłopców. Temat wojny ją nudzi, podobnie jak większość Południowców uważa, że wygrają wojnę i nic nie stanie im na przeszkodzie. Scarlett jest dynamiczna, ma w sobie wiele sprzecznych cech, ale jeszcze na początku jest po prostu córką dość bogatego plantatora i wie, że może mieć zapewnione wszystko. Jednak wybucha wojna, a spokojne życie dziewczyny znika jak bańka mydlana. Rozpoczyna się desperacka walka o przetrwanie, a Scarlett ukazuje nam swoje prawdziwe oblicze. Jest uparta, dąży do celu po trupach, wie, że jeśli chce żyć tak jak dawniej, musi działać. W przeciwieństwie do innych kobiet, nie bała się zniżać do pracy godnej wówczas niewolników, kiedy trzeba było, pracowała w pocie czoła i ratowała to, co reszta uznałaby już dawno za ruinę. Za to ją podziwiam – za wolę walki, praktyczne podejście do życia, odwagę i stos energii, której w tamtym czasie brakowało wszystkim.
„Przeminęło z wiatrem” pokazuje nam głównie życie Południowców, ich zwyczaje, stroje, wygląd ulic, domów i codzienne zajęcia. Jednak Margaret Mitchell przedstawiła to wszystko bardzo realistycznie, odnosiłam wrażenie, że stoję tam gdzie bohaterka, widzę to co ona, niemalże czułam dotyk muślinowych sukienek. Z drugiej strony jednak możemy doświadczyć także trudu wojny, głodu, widzieć zabitych i okaleczonych żołnierzy, a także doświadczyć podziału pomiędzy ludźmi białymi a Murzynami. Powieść jest dla mnie pewnego rodzaju kompendium wiedzy o wieku dziewiętnastym – mamy sporą część tamtych lat pokazaną tak, jak było naprawdę.
Oprócz Scarlett mamy także mnóstwo innych postaci, które wywołują w nas różne uczucia, jak chociażby Melania Wilkes, zupełne przeciwieństwo głównej bohaterki. Jednak każda z postaci zaskoczyła mnie w inny sposób – czasem pozytywny, a czasem wprost przeciwnie.
Jeśli chodzi o język, pani Mitchell pisze bardzo płynnie, lekko, tak, że wręcz wyobraźnia ma wszystko podane na tacy, a z drugiej strony aż korci nas, by myśleć o tym, co będzie dalej? Z pewnością wciąga, nie mogłam się od niej oderwać, nawet gdy nie czytałam, myślami byłam przy książce.
Dla mnie „Przeminęło z wiatrem” jest wspaniałą powieścią, z jednej strony pokazującą niezwykłą przemianę Scarlett, zmagania z wojną i komplikacje, które powstają po niej, z drugiej zaś możemy podziwiać ówczesny wiek, zarówno od strony przyjemniejszej, związanej z balami, wspaniałymi sukniami i urokiem dziewiętnastego wieku, ale i tej przerażającej, kiedy niemalże czujemy unoszący się w powietrzu pył zrujnowanych miast, ucieczki ludzi przed wrogą armią i wieczny strach o przetrwanie.
Książkę polecam nie tylko osobom, które lubią romanse historyczne, ale także tym, którzy chcą zagłębić się w zupełnie inny świat, świat, który potrafi zauroczyć i jak narkotyk odurzyć myśli swoim urokiem.