Moje Kochane Moliki wrzesień z reguły jest miesiącem pełnym różnych wyzwań i obowiązków, liczyłam, iż mimo wszystko znajdę również czas na kolejne czytelnicze podróże. No cóż, rzeczywistość okazała się troszeczkę inna. Udało mi się wyruszyć moim książkowym autobusem jedynie trzy razy, co dla mnie i tak stanowi nie lada osiągnięcie. Nastał jednak październik więc i mam nowe możliwości i świeże perspektywy na poznanie kolejnych świetnych lektur. Ale za nim przejdziemy do nowych, chcę Wam przedstawić ostatnią z tego zacnego wrześniowego grona.
Bart a właściwie Bartek, to młody zagubiony mężczyzna zmagający się z demonami z przeszłości, którego życie to ciągła walka ze samym sobą. Traumatyczne dzieciństwo, śmierć rodziców i kolejne przeprowadzki i wieczna ucieczka to jego chleb powszedni od najmłodszych lat. Część z jego historii mieliśmy szansę poznać w historii nieposkromionej Victorii i jej niebezpiecznego układu, za który przyszło jej zapłacić wysoką cenę. To właśnie ona była dla Barta kotwicą i domem w jednym, która próbowała na wszelkie możliwe sposoby zapewnić mu stabilność i bezpieczeństwo w chaosie ich trudnej codzienności. Niestety narkotyki, szemrane interesy, piętrzące się problemy i wieczne poczucie winy, porażki i wstydu prowadziły Bartka, od upadku do upadku spychając go w otchłań, z której siostra raz za razem próbowała go wyciągnąć. Jednak wszystko ma swój kres i tym razem to nie Victoria przychodzi mu z „pomocą”. Na jego drodze pojawia się tajemniczy Slade, dzięki któremu dostaje jedną niepowtarzalną szansę, aby w reszcie odmienić swój los, ale czy Bart z niej skorzysta, to już całkiem inna sprawa.
Poznając historię tego młodego człowieka, bo Bart ma zaledwie dwadzieścia jeden lat, nie spodziewałam się takiej historii. Owszem czytałam losy Victorii i niejednokrotnie jej młodszy brat się w niej pojawiał i wiedziałam, że nie jest słodkim braciszkiem, który raz popełnił błąd, a mimo to autorka zaskoczyła mnie fabułą. Sama tematyka uzależnienia nie jest łatwa i co istotne nie została tutaj potraktowana delikatnie. Widzimy, jak Bartek kilkakrotnie przegrywał swoją walkę, co myślał i co czuł, dlaczego zatracał się w heroinie, szukając ukojenia i tak ważnego dla niego zrozumienia. Przymusowy odwyk nie był dla niego czymś łatwym i przyjemnym. Odstawienie narkotyków oraz przepracowanie swoich traum na terapii wymagało od niego nadludzkiej siły i woli walki, której do tej pory mu brakowało, co prawda został do tego zmuszony, ale po raz pierwszy miał szansę na powodzenie. Zobaczyliśmy jak z dnia na dzień, z tygodnia na tydzień zmieniał się i mimo wszystko walczył. Początkowo przyznaję, nie polubiłam go, ale w pewnym sensie było mi go żal, kibicowałam mu bardzo mocno, aby tym razem mu się udało. Bardzo za to polubiłam Suzanę, jej życie również nie należało do łatwych. Nosiła nie tylko blizny na ciele, ale przede wszystkim na duszy. Ta książka ma w sobie wszystkie zebrane lęki, emocje, niechciane myśli, demony, które próbują wydostać się na światło dzienne. Nie jest to cukierkowy romans dwojga ludzi. To obraz walki z uzależnieniem, który nie oszczędza czytelnika i ukazuje swoją surową rzeczywistość. Przez to, co przechodzą bohaterowie, autorka rzuca światło na ogromne trudności w procesie zdrowienia, ale także na możliwości przemiany, oferując tym samy nie tylko historię o przetrwaniu, ale przede wszystkim o nadziei, nadziei na lepsze jutro. Zachęcam Was do sięgnięcia po tę lekturę i uprzedzam, że znajomość losów Victorii nie jest tutaj konieczna. Ja polecam.
Za egzemplarz do recenzji bardzo dziękuję autorce oraz Wydawnictwu Vibe.