Opowiadania, na które składa się antologia „Nowa” zostały zebrane w ramach Halloweenowego Konkursu Literackiego serwisu Horror Online. Zbiorek można pobrać w PDF, ePub i Mobi tutaj.
Otwierające zbiór i tytułowe opowiadanie „Nowa” początkowo może odepchnąć czytelnika. Pierwszoosobowa narracja i stylizacja na język młodzieżowy z jednej strony budują właśnie nastolatkowy klimat, z drugiej – tekst jest miejscami niezrozumiały, chaotyczny i – zwyczajnie – słabo napisany. Trochę szkoda, bo mógłby być naprawdę dobry, gdyby go dopracować. Także przedstawiona tu istota żerująca na emocjach zostaje tak dziwnie opisana, że w zasadzie dalej nie końca rozumiem, na czym jej działanie polega.
Za to drugie w kolejności opowiadanie jest zdecydowanie najlepsze w całym zbiorze. W „Zupie z gawronów” elementy fantastyczne i realne przeplatają się ze sobą, całość jest trochę surrealistyczna, a w tle mamy smutne, umierające powoli miasteczko. Ludzie z niego wyjeżdżają, bo kopalnie zostały zamknięte, nie ma pracy, a pogoda jest paskudna; z drugiej strony od miasteczka odstrasza wyraźnie wyczuwalna, groźna aura, wszechobecne stada ptaków, żywych lub zdechłych. Gawrony siedzą tak na gałęziach i murach, jak i w głowie głównego bohatera. Ciężka, przygnębiająca atmosfera opowiadania Pawła Mateji wywarła na mnie olbrzymie wrażenie, utrzymujące się cały wieczór po lekturze.
W podobne klimaty uderza „Bar u Karlika” – również pojawia się stara kopalnia, ale grozę budzi tylko jedna dzielnica, nie całe miasto. Dosyć długo budowany jest tu klimat, natomiast końcówka jest co prawda widowiskowa, choć troszkę za szybka – tym razem to coś dla fanów egzorcyzmów. Lepszym opowiadaniem o egzorcyście jest jednak „Rundka” Roberta Bączkowskiego. Poznajemy nie tylko bieżącą fabułę, ale też początki kariery egzorcysty – dowiadujemy się, jak wybrał ten zawód i jak tragiczne były skutki początkowo beztroskiego podejścia do demonów.
„Paradoks kata” dla odmiany ma za zadanie głównie wzbudzić u czytelnika obrzydzenie – autor miał ciekawy pomysł ze sklepem internetowym sprzedającym „pamiątki” po zbrodniach, poza tym jednak fabuła z podwójną osobowością jest dosyć typowa. Szokowanie flakami jest głównie nudne, a rozważania o tym, czy zabijać niewinnych, czy winnych i dlaczego, są przedstawione mocno mętnie.
Ciekawie prezentuje się połączenie kryminału z fantastyką „Zawiła sprawa”, gdzie Milicja Obywatelska z Olkusza stara się wyjaśnić sprawę chłopa, który na środku pola rozpłynął się w powietrzu. Pomysł jest niezły, wykonanie też, zwłaszcza gdy milicjant Starczyga próbuje przesłuchiwać świadków opowiadających o nadprzyrodzonych wydarzeniach i myśli tylko o tym, by ktoś inny nie zagarnął sobie jego zasług. A do tego wszystkiego trochę słowiańskich wierzeń. Udany mix.
„Srebrny sznur” Izabeli Ficek to z kolei trochę opowieść obyczajowa – akcja rozwija się powoli, sporo tu przemyśleń bohatera o rodzinie. Trudno odgadnąć, dokąd zmierza wątek conocnych podróży astralnych bohatera, dlatego nagłe zakończenie przyjemnie zaskakuje.
Innym tekstom, jak np. „Rozmowom przed końcem pracy” i „Pisarzowi” brakuje zakończenia. „Rozmowy” nawet zmierzały w ciekawą stronę, kojarząc mi się ze zwidami z „Six Feet Under”, ostatecznie jednak fabuła do niczego nie prowadzi. Dodatkowo postaci wypowiadają się chwilami zupełnie beznamiętnie, jakby czytali kronikę policyjną w gazecie. „Pisarz” to kolejny mariaż fantastyki z kryminałem, niestety również bez pointy.
Kuriozalne jest dla mnie opowiadanie „Nieoczekiwanie”, w którym bohater spił się, wwalił do rowu i teraz śnią mu się głupoty – dla autora napisać tak to byłoby jednak za prosto, dlatego raczy nas smakołykami w postaci „Chłodne kamienie ułożone w niesymetryczny sposób mroziły kolana obdarte z trzeźwiejącej godności”. Nie ma to jak przekombinować w imię poetyckości.
Zupełną pomyłką jest natomiast „Podróż do raju” – >>zupełnie nie wiem dlaczego<<, ale opis gwałtu na małej dziewczynce nie tylko skutecznie zniechęcił mnie do kontynuowania lektury tegoż opowiadania, ale i pozostałych do końca trzech tekstów. Tekst mnie zwyczajnie zniesmaczył.
Patrząc na całość zastanawiają mnie jeszcze dwie rzeczy. Po pierwsze, dziwię się, czemu autorzy tak chętnie sięgają po narrację pierwszoosobową – pojawia się ona chyba w połowie tekstów – w sytuacji, gdy albo taki rodzaj narracji nie pasuje do tekstu, albo gdy autor wyraźnie nie potrafi wykorzystać jego możliwości. Po drugie – dlaczego nikomu nie chciało się zrobić korekty, która wyeliminowałaby najprostsze błędy. A ponieważ to zbiór opowiadań, każdy autor czyni charakterystyczne dla siebie błędy; jeden nie umie korzystać z apostrofu, drugi zjada kropki (bo jest niechlujem), trzeci nie umie zapisać dialogów.
„Nowa” jest zbiorkiem darmowym, warto więc ją pobrać dla kilku ciekawszych opowiadań, zwłaszcza „Zupy z gawronów”. Antologie moją jednak zwykle to do siebie, że teksty nie są na równym poziomie.