Lubię Perssona, bo jego kryminały czy thrillery są jak najdalsze od pozycji typu 'zabili go i uciekł', zamiast tego przedstawiają bardzo realistycznie żmudną pracę policji oraz tarcia między funkcjonariuszami.
Bohaterką tej książki jest Lisa Mattei, dyrektor generalna w szwedzkiej policji, która otrzymuje sygnał od kolegów z Anglii, że obywatel szwedzki pochodzący z Somalii zamierza za kilka tygodni wysadzić w powietrze szwedzką rodzinę królewską. Oczywiście Anglicy nie ujawniają źródła swoich informacji. Mattei zaczyna śledzić podejrzanego, nie wiedząc, czy informacje kolegów są prawdziwe, nie ma żadnego punktu zaczepienia, facet jest czyściutki, poza tym wygląda na to, że podejrzanego ktoś ostrzegł, więc prawdopodobnie w grupie operacyjnej jest kret. Poza tym Lisa musi sobie radzić z niekompetentnym szefem, który nie umie utrzymać języka za zębami, a zachowanie tajemnicy i bezpieczeństwo to sprawy kluczowe w tej robocie.
Fabuła prawie bez wyjątku składa się z zebrań, rozmów, analiz, ale taka jest policyjna robota, a nie uganianie się z giwerą za podejrzanymi. Ponieważ zna Persson dogłębnie niuanse tej pracy, jej opis jest bardzo ciekawy. Do czasu, bo od pewnego momentu rzecz cała staje się mocno monotonna. Zakończenie jest dosyć ciekawe, bo Mattei uświadamia sobie, że została wykorzystana przez swoich brytyjskich i amerykańskich kolegów w dosyć misternej intrydze politycznej, to oczywiście jest jej mocno nie w smak. Ale poza tym po lekturze miałem dosyć duże uczucie niedosytu. Także dlatego, że etatowy bohater Perssona, inspektor Bäckström występuje tylko marginalnie, a szkoda, bo osoba tego nietuzinkowego policjanta zawsze dodawała kolorytu opowieściom.
Mam wrażenie, że Persson dorównuje mistrzowi gatunku, Johnowi le Carré w opisie pracy śledczej czy wywiadowczej, ale mocno ustępuje mu w konstruowaniu interesującej intrygi i stawianiu problemów moralnych, u niego wszystko jakieś monotonne jest, co bardzo widać w tej książce. Dlatego uważam ją za jedną z gorszych w dorobku Perssona.
I jeszcze smakowity cytat zupełnie nie związany z tematyką książki, ale bardzo mi się spodobał:
„Wszyscy naprawdę dobrzy aktorzy to wariaci. Pomyśl o tym. Sprawa jest prostsza, jeśli człowiek całkiem na serio myśli, że jest kimś innym. Kiedy Ragnar Josephson był dyrektorem Dramaten, powiedział podobno, że są trzy rodzaje aktorów: po pierwsze psychopaci, po drugie alkoholicy, a po trzecie zwykli, normalni ludzie. Ci ostatni są do niczego.”