Rok 1974, miasteczko Woodsboro, młoda Suzanne Cullen wraz z trzyletnim synkiem Douglasem i trzy miesięczną córeczką Jessicą wybrała się przed świtami do centrum handlowego, by jej starsze dziecko mogło zobaczyć Świętego Mikołaja. Podczas bardzo krótkiej chwili nieuwagi, ktoś porywa jej małą córeczkę.
Prawie trzydzieści lat później w malowniczym miasteczku Woodsboro, dochodzi do sensacyjnego odkrycia. Podczas prac budowlanych, robotnicy odkrywają w ziemi kości sprzed pięciu tysięcy lat. Na miejsce zostaje ,,ściągnięta” młoda i zdolna archeolog doktor Callie Dunbrook oraz jej były mąż antropolog doktor Jacob Graystone. Na miejscu poznają młodą panią adwokat Lene Campbell oraz antykwariusza samotnika Douglasa Cullen.
Z pozoru dwie niepołączone ze sobą sprawy, wykopaliska i porwanie małej dziewczynki sprzed prawie trzydziestu lat, stały się punktem przełomowym w życiu bohaterów oraz połączyły ich losy. Spokojną i mozolną pracę nad wyjątkowym znaleziskiem, zakłóca szereg mrożących krew w żyłach zdarzeń. Morderstwa, próby otrucia, podpalenie i zastraszanie. Życie bohaterów wywróciło się do góry nogami, otwierając im oczy na szereg istotnych spraw, zmieniając ich postępowanie i pogląd na życie.
NA PLUS
Książka napisana jest bardzo barwnie, ciekawym językiem, dzięki czemu czyta się ją błyskawicznie. Gdy ją po raz pierwszy wzięłam do ręki, wydawało mi się, że lektura jej, zajmie mi co najmniej tydzień. ,,Prawo krwi” jest sporych rozmiarów, prawie 600- stronnicową książką, której przeczytanie zajęła mi 2 dni.
Jest to też również zasługa piekielnie interesującej fabuły. Praca przy osadzie sprzed 5-tysiecy lat, sprawa porwania małej dziewczynki i związana z tym siatka ludzi zajmujących się nielegalną adopcją, a w tle wątek miłosny związany z napiętymi stosunkami pomiędzy byłymi małżonkami Callie- Jacob oraz swoistego rodzaju podchody pomiędzy Leną a Douglasem.
Niewątpliwie dużą wartością książki są bohaterowie. Czwórka głównych bohaterów, zawładnęła moim sercem. Są to postacie barwne, jasno sformułowane, inteligentne z dużym poczuciem humory. Osoby których nie da się nie lubić.
Książka zaskakuję, nie jest to typowy romans. Wątek miłosny jest jakby dodatkiem, dzieję się w tle, równolegle do bardzo interesującego wątku kryminalnego.
Książka bardzo mi się podobała i nie zauważyłam żadnych rażących jej minusów.
Nora Robert przenosi nas w świat archeologii i antropologii, świat intryg, miłości i marzeń. Trafiamy do miasta Woodsboro, gdzie możemy przyglądać się jak pewna grupa osób ewoluuje, przewartościowuje swoje życie. ,,Prawo krwi” jest książką, która pokazuje jakie wartości są ważne, czym powinno się kierować w życiu, co tak naprawdę nie liczy.
Moja ocena 9/10.