Macie czasami tak, że gdy sięgacie po jakąś powieść, ona wciąga Was do swojego świata już od pierwszej strony, pierwszego zdania? Ja miałam tak w życiu kilka razy. Jednym z tych razów był właśnie moment, gdy otworzyłam najnowszą książkę Adama Fabera. Już pierwsza strona dostarczyła mi niemałej rozrywki, a okazało się, że im dalej – tym jest jeszcze lepiej. Jak więc wypadła ta pozycja w moich oczach ostatecznie? O tym opowiem Wam niżej.
Pewnego dnia dochodzi do morderstwa Maximiliana de Gousse’a. Jest to sprawa na tyle enigmatyczna, że aż jednocześnie angażująca. No w szczególności dla członkini rodziny Bies - babki Agrei. Czy to możliwe, że to właśnie ona stoi za tym zdarzeniem? W końcu jako była żona miała odpowiedni motyw. Sat w tym samym czasie właśnie przygotowuje się do czarodzielnicy (pewnego rytuału, który zapewni mu osiągnięcie pełni mocy), a jego siostra Draga staje przed wyzwaniem – musi stoczyć walkę z własnymi snami, a przy okazji uniknąć stosu. No dzień jak co dzień. Rodzeństwo zaczyna podążać w stronę odkrycia prawdy o swoim pochodzeniu, a w tym wszystkim mogą liczyć na pomoc wcześniej wspomnianej babki. Jednak co, jeśli w ich życiu zapanuje ogromny chaos? Czy zdołają się z tego wszystkiego wyplątać?
No powiem szczerze, że nie wiem, od czego zacząć. Ta książka dostarczyła mi takiej przyjemności, relaksu i po prostu zajęła moje myśli, że nawet nie potrafię ubrać w słowa swojego zachwytu. Może pójdę swoim schematem i wspomnę o bohaterach powieści. Bardzo polubiłam Dragę, Dragomirę - jej pewność siebie, dość buntownicza natura oraz odwaga mi zaimponowały i uważam ją za jeden z wielu plusów powieści. Na drugim miejscu stawiam babkę Agreę. No ta postać to absolutny faworyt, jeśli chodzi o starsze postaci – w tym zestawieniu wygrywa zdecydowanie. Polubiłam jej upartość, pewność siebie oraz zdolność do nieprzejmowania się rzeczami, na które nie ma się wpływu. Gdyby obie te bohaterki były prawdziwymi ludźmi - chciałabym mieć je za przyjaciółki.
Co do Saturnina oraz rodziców rodzeństwa, napiszę w ten sposób: również zdobyli oni moją sympatię (w mniejszym czy większym stopniu), ale nie zapadli mi oni w pamięci na tyle, bym za tydzień mogła powiedzieć o nich coś więcej. Ojciec Sata oraz Dragi wydał mi się aż nadto nieufny, oraz za mocno trzymający się tradycji, przez co gotów był zabraniać swoim pociechom najbardziej błahych rzeczy. Ten aspekt akurat nie przypadł mi do gustu i liczę na to, że w kolejnym tomie ulegnie to zmianie.
Pióro Adama Fabera jest bardzo dobre: lekkie i przyjemnie, dzięki czemu lektura tej pozycji była dla mnie czystym relaksem. Mogłam wciągnąć się w historię rodziny Bies, a jednocześnie odpocząć i uwolnić swoje myśli od wszelkich trosk. Takiej właśnie historii potrzebowałam w tym czasie i ogromnie cieszę się, że właśnie ta powieść stanęła na mojej drodze. Kreacja postaci, świata oraz samej akcji uważam za bardzo dobrze wykonaną robotę. Zresztą, nawet nie ma co się dziwić - w końcu autor na tyle rozwinął już swoje umiejętności, że teraz z książki na książkę jest tylko lepiej.
Raz wiedźmie śmierć to historia, do której na pewno będę wracać w trudniejszych chwilach. Uważam, że jest to idealna pozycja na zastój czytelniczy – lekka, dobrze napisana i nie za bardzo wymagająca. Dlatego też, jeśli lubicie lżejszą fantastykę młodzieżową czy po prostu nie stronicie od twórczości autora - powinniście zainteresować się tym tytułem. Być może zakochacie się tak bardzo, jak ja.
Aha, jeszcze jedno pytanie na koniec: kiedy kolejna część? Chcę wiedzieć, co będzie dalej!