RAK. Psy szczekają, karawana jedzie dalej recenzja

Sięgnęłam po tą książkę z dużą dozą ciekawości, głównie z myślą "O jaki ciekawy temat". Po przeczytaniu opisu wychodziłam z założenia, że będę miała do czynienia z "tym dobrym" I "tym złym" bohaterem. Nie spodziewałam się jednak jak wielkie wrażenie na mnie wywrze po jej przeczytaniu. Książkę czyta się jak dobry kryminał lub thriller. Trzyma w napięciu, dobrze się czyta a akcja sama płynie.
Jednak to co sprawiło, że została ze mnie miazga i pozostawiła we mnie konieczność zweryfikowania tego jak odbieram świat to główny problem, poruszany w książce.

Zazwyczaj gdy czytamy lub słyszymy o manipulacji wychodzimy z założenia, że to kwestia naiwności innych, bo przecież "my" jesteśmy na tyle świadomi, że przecież łatwo nam się spostrzec gdy ktoś próbuje na oszukać, prawda? Ano właśnie nie.
Od pierwszych stron wyłapałam sobie głównego "dobrego" bohatera. Miły, szarmancki, troskliwy, pojawiając się zawsze gdy ktoś jest w potrzebie- taki przecież powinien być. Dopiero w połowie książki, gdy pojawiły się zachowania typowo obsesyjne, brutalne i pozbawione szacunku do drugiej osoby...zdałam sobie sprawę, że coś tu zdecydowanie nie gra. Pewnie każdy kto czyta tą recenzję, domyślił się, że moje "typowanie" to totalne pudło. Poczułam się oszukana. Zdałam sobie dzięki temu sprawę, jak łatwo ludzie mogą stać się ofiarami manipulacji, w tym i ja. Pozwoliło mi to także na lepsze zrozumienie postaci. Skoro ja dałam się omamić książce, to jak okropnie muszą się czuć ofiary, które to przeżyły na własnej skórze i to stokroć bardziej? Nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić.

Cieszę się, że ta książka powstała dzięki tak wielkiej determinacji autorów oraz osób chcących się podzielić tym trudnym doświadczeniem. Mam nadzieję, że przeczyta ją jak najwięcej osób, nie po to by oceniać ofiary, lecz by być bardziej świadomym cierpienia z jakim się zmagają oraz mieć świadomość zagrożeń jakie czychają.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .