Radio Duchów to sen paranoika. To świat o odwróconych biegunach, nierzeczywistość, wizje szaleńca w blasku nowoczesnego świata. To połączenie spirytyzmu i techniki, pradawnej mocy i modernistycznego stylu życia. Jest to wreszcie maszyna, której istnienie ma zupełnie inną przyczynę, niż możemy przypuszczać.
Przyznaję, że mam nie lada kłopot z powieściami takimi jak „Radio Duchów”, debiutem młodego pisarza Leopoldo Gouta. Przede wszystkim dlatego, że ich ocenianie wymyka się zwyczajnej percepcji. Z jednej strony otrzymujemy bowiem historię opowiedzianą w niebanalny, pełen świeżych pomysłów i zaskakujących sztuczek sposób, z drugiej zaś – tak naprawdę dajemy się autorowi oszukać. Co mam na myśli? Każdy widz Davida Lyncha powinien już z wolna się domyślać… „Radio Duchów” jest w istocie ciągiem dziwacznych obrazów z pogranicza snu i jawy, których szaleństwo i niepokojący porządek mogłyby bez wątpienia konkurować z zagmatwanym scenariuszem do chociażby „Mullholand Drive”.
Na czym polega problem? „Radio Duchów” jest powieścią świetnie napisaną i interesującą, ale tak naprawdę dość płytką i starającą się za wszelką cenę ten fakt ukryć. To tylko moje subiektywne odczucie – przyznaję, nie należę do fanów Lyncha, którego mam po trosze za grafomana – więc prosiłbym mimo wszystko o wyrozumiałość. W skrócie, powieść dotyczy prowadzącego nocne słuchowisko o nazwie Radio Duchów, Joaquina, którego postrzeganie rzeczywistości ulega nagłej zmianie. Mężczyzna zaczyna widzieć i słyszeć rzeczy, które nie istnieją. Czyżby nawiązał kontakt z siłami z innego świata?
Leopoldo Gout z wyczuciem godnym prawdziwego wirtuoza bawi się w swojej książce zarówno słowami, jak i narracją. Zwłaszcza na początku lektury niektóre pomysłowe zabiegi wprawiają w miłą konsternację: narracja trzecioosobowa przeplata się ze wspomnieniami opowiadanymi w pierwszej osobie, przestrzeń czasowa zmienia się dynamicznie, czasami niepostrzeżenie przenosząc nas z teraźniejszości w przeszłość i na odwrót. Autor popisuje się swoim bogatym językiem, tworząc wizję bardzo nowoczesną, zawikłaną i tchnącą świeżością. Nie popada przy tym w przesadę: opisów jest tylko tyle, ile wymaga właściwe zbudowanie nastroju, a akcja toczy się dość szybko, zwłaszcza pod koniec. Wyczucie autora jest w istocie godne podziwu. Wrażenie robią też dziwne i tajemnicze wizje Joaquina. Ich pomysłowość oraz łatwość, z jaką są wprowadzane w bieg wypadków, naprawdę robi wrażenie. Ciekawym rozwiązaniem są fragmenty audycji, zawierające upiorne wyznania słuchaczy. Pojawiają się one właściwie bez żadnego fabularnego uzasadnienia – a jednak ich obecność wydaje się z jakiegoś powodu pożądana, niezbędna.
Trudno nie odnieść wrażenia, że „Radio Duchów” zawiera elementy pewnego artystycznego manifestu. Śledząc przeszłość głównego bohatera, jego poczynania na polu pisania muzyki oraz komponowania jej ze zgromadzonych przypadkowo dźwięków, trudno nie odnieść wrażenia, że w pewnym sensie jest to zawoalowana spowiedź autora jako twórcy. Zdaje się to potwierdzać fakt, iż Gout sam jest kompozytorem, a także autorem komiksów (wątki dotyczące tej sztuki również pojawiają się w książce).
Jak ocenić książkę taką jak „Radio Duchów”? Nie umiem powiedzieć. Żadna recenzja nie jest w stanie oddać emocji towarzyszących lekturze, i nieważne, czy będzie to zadowolenie, czy też pełne znudzenia ziewanie. Każdy, kto lubi dziwaczne, pokręcone opowieści, powinien sam sprawdzić, czy propozycja Leopolda Gouta przypadnie mu do gustu. Ja, kierując się nie statystyką wad lub zalet, ale czystą intuicją i osobistymi odczuciami wystawiam niepewne siedem. Podejrzewam jednak, że miłośnicy „Twin Peaks” oraz „Szóstego zmysłu” mogą do tej oceny swobodnie dodać jeden lub dwa punkty.