Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakapanie.pl
Książki o II wojnie światowej przeżywają swoje, już dość długie, pięć minut. Wśród wszystkich tych powieści o Auschwitz oraz przeróżnych innych historii, balansujących na granicy prawdy i fikcji, „Wojna Inge” Svenji O’Donnell jest pozycją dość niezwykłą.
Dlaczego? Otóż…
Inge Wiegandt nie jest postacią fikcyjną. To babka autorki książki, która postanowiła wyruszyć śladami młodości swojej przodkini i tak trafia do Kaliningradu, niegdysiejszego Królewca w Prusach Wschodnich, (teraz oczywiście w Obwodzie Kaliningradzkim). Babcia Inge, słysząc, że wnuczka zawędrowała do jej rodzinnego miasta, chętnie podejmuje opowieść o swojej przeszłości. Do czasu. Svenja bowiem po jakimś czasie orientuje się, że wraz z nakłonieniem babci do mówienia, otwiera też puszkę Pandory pełną tych wspomnień.
Lata młodości Inge przypadły na początki nazizmu na ziemiach niemieckich. Młoda dziewczyna spogląda, jak świat, który zna powoli pogrąża się w tej nieprawdopodobnej polityce, nienawiści aż w końcu w wojnie. Nie jest to jednak obraz wojny, jaki znamy i jakiego oczekujemy. Inge jej pierwsze lata spędza na pensji w Berlinie, gdzie zachłystuje się wolnością od rodziców, których zostawiła daleko na wschodzie a także przeżywa pierwszą wielką miłość. I to właśnie to uczucie zaważy na całym jej przyszłym życiu.
Inge tak naprawdę po raz pierwszy z wojną styka się dopiero, kiedy jej ukochany Wolfgang udaje się na front wschodni, (mimo że wcześniej obracała się już w towarzystwie żołnierzy, choćby wuja, który na zamieszczonej w książce fotografii pozuje w mundurze Luftwaffe). Jest rok 1942 roku, a ona z powodu ciąży wraca do rodziców. Okrucieństwo i koszmar zbrojnego konfliktu pozna dopiero, kiedy front zbliży się do Królewca i razem z rodziną będzie musiała przeżyć piekło ucieczki. W nieznane tak naprawdę, bo ani ona ani jej rodzice nie byli pewni dokąd w ogóle mogą się udać, kiedy było już jasne, że wojna dla Hitlera jest praktycznie przegrana. Wtedy rozpoczyna się dla Inge prawdziwa walka o przeżycie. Podróż, brak dachu nad głową, brak jedzenia i innych podstawowych produktów daje się we znaki a uchodźcy wokół, dokładnie tacy sami jak ona, umierają od chorób i niedożywienia.
Opowieść Inge to nie tylko II wojna światowa. To także historia o skradzionej młodości, utraconej miłości. O rzeczywistości niemieckich wyższych sfer. Książka Svenji to natomiast nie tylko historia o Inge i jej życiu. To także opowieść o relacjach babci z wnuczką i niestrudzonym dążeniu do odkrycia prawdy, nawet tej najbardziej strasznej i niewygodnej. A także zadbanie o to, aby tak istotne elementy, jak przeżycia z II wojny światowej nie umarły wraz z osobą, która ich doznała. To ważne źródło wiedzy dla przyszłych pokoleń.
To istotne także ze względu na perspektywę, z której opowiedziana została historia Inge. Wszak to młoda niemiecka dziewczyna. Córka narodu, który rozpętał największy i najkrwawszy w dziejach świata konflikt. Większość historii z tamtego okresu to wojna oczami ofiar. Tym razem narrator uświadamia nas, że zwykła ludność niemiecka, zmuszona do ucieczki, skazana na śmierć, kiedy odmawiano jej pomocy to także ofiary. I to niemniej tragiczne niż inni, których pochłonęło straszliwe okrucieństwo nazizmu.
Mimo tego, iż uważam, że „Wojna Inge” to ważna książka, czytało mi się ją dość trudno. Niby opowieść jest zbeletryzowana, a jednak dla mnie niewystarczająco. Oszczędność w dialogach sprawiała, że akcja posuwała się do przodu równym, drobnym maczkiem. Dla mnie jest to utrudnienie w czytaniu, ale oczywiście to żaden zarzut. Jedynie wada, gdyż przez to brnęłam przez ciekawy temat jakbym czytała podręczniki ze studiów.
I choć nie lubię dzielenia książek na damskie i męskie, (nie lubię niczego dzielić w ten sposób) uważam, że mimo skupienia się historii na kobiecej postaci i bardzo wyraźnym wątku miłosnym, (który determinuje niemal całe postępowanie Inge) powieść mogę śmiało polecić każdemu, niezależnie od płci. Ja z całą pewnością spróbuję wcisnąć ją w męskie ręce.