„Malowany człowiek” to jeden z najlepszych debiutów jakie czytałam. Fabryka Słów potraktowała nas, czytelników niczym kupców na targu, dzieląc książkę na dwie księgi. Mimo wielu głosów przeciwko takim zabiegom, kolejny tom, „Pustynną Włócznię” podzielono podobnie. W tym wypadku jednak takie działanie zdaję się być uzasadnione, bo obie księgi są podobnej grubości, każda ma około 600 stron.
Sama książka również dzieli się na dwie części. W pierwszej obserwujemy poczynania Ahmanna Jardira. Nie jest to zupełnie nowa postać, spotkaliśmy się już z nim w „Malowanym Człowieku, księdze II”, gdy Arlen chcąc walczyć wraz z wojownikami z Krasji, przynosi im odnalezioną Włócznię Kajiego. Wtedy to, po zauważeniu mocy broni, Jardir, jako przywódca wojowników, zdradza przyjaciela, zabiera mu włócznię i zostawia go na pastwę Otchłani na pustyni. W tym tomie autor ujawnia nam przez co przechodził Jardir podczas dorastania i przedstawia najważniejsze momenty z życia 30-letniego wojownika, wydarzenia, intrygi, które doprowadziły go do tego hańbiącego wydarzenia.
Z początku trudno było mi się przyzwyczaić do nowej postaci i nowych realiów w książce. Krasja i jej wojownicy są bardzo brutalni, ślepo oddani swojej religii i walce z Otchłańcami, alagai. Ich społeczeństwo podzielone jest na Dal’sharum - wojowników, dama -wysokich urzędników, dama’ting - szanowanych lekarek, potrafiących przewidzieć przyszłość, zwykłych kobiet oraz khaffit - pogardzanych, stojących na najniższym szczeblu drabiny, kupców i rzemieślników, którzy nie mogli bądź nie chcieli walczyć i ginąć ku chwale Everama. Są to zupełnie inni ludzie niż osadnicy z Północy, których poznaliśmy wcześniej. Najważniejsza dla nich jest chwała, a daje ją jedynie śmierć w walce z alagai. Z jednej strony ich waleczność i odwaga, a z drugiej pogarda dla khaffit i innych nacji, tworzy z nich niebezpieczną i śmiertelnie groźną armię. Nastrój pustynnej Krasji autor oddał bardzo dokładnie i szczegółowo. Jest to kraj pełen tajemnic, antagonizmów, walki o władzę i sporów między klanami.
W drugiej części książki wracamy do postaci i miejsc znanych dobrze z „Malowanego człowieka”. Arlen, Leesha i Rojer w miasteczku zwanym Zakątkiem Wybawiciela wypowiedzieli demonom własną wojnę. Z trójką świetnych i zdolnych przywódców, ludzie nie boją się stawić czoła potworom z Otchłani. Mając do dyspozycji oręż wymalowaną runami i demoniczny ogień , a obok utalentowaną zielarkę, skrzypka z magicznymi skrzypkami oraz, według wielu, Wybawiciela, wieśniakom nic nie jest straszne.
Rozdziały o Jardirze to przeplatanie się jego młodości z dorosłością. Zabieg autora został bardzo dobrze zrealizowany i możemy obserwować zmiany zachodzące w chłopcu, a później mężczyźnie, a nie oceniać go poprzez pryzmat wydarzeń z „Malowanego człowieka”. Pozostali, znani już nam bohaterowie to postacie pełne sprzeczności, charyzmatyczne i, pomimo wszystkich przeciwności losu, silne. Każde z nich ma swoje marzenia, obawy i cele, niczym żywi ludzie. Mimo ciągłych retrospekcji, akcja biegnie do przodu, autor nie pozwala nam się nudzić. Bardzo dobrze, że wprowadził on tą część z perspektywy Jardira, poszerza nam to horyzonty i intryguje, w jaki sposób to wszystko się skończy.
Mimo że książka jest typową 600-stronicową „cegłą”, czyta się ją szybko i w napięciu. Polecam mieć od razu drugą księgę pod ręką, gdyż akcja przerwana jest w bardzo losowym momencie i niedosyt bardzo daje nam się we znaki.
Stosunkowo długo miałam tę książkę na półce, ale zawsze było coś innego do przeczytania, więc cierpliwie czekała na swoją kolej. Bardzo żałuję, że nie przeczytałam jej wcześniej, bo naprawdę warto. Zanim jednak zabierzecie się do lektury, powinniście przypomnieć sobie poprzednie tomy, gdyż znacząco poprawia to komfort czytania.