Najmocniejszą stroną tej książki jest pustynia, bo to tam koncentruje się główny wątek powieści, czyli szukanie zamordowanych kobiet. Pustynia ma swój klimat. Dzika, niebezpieczna, rozległa, groźna, tajemnicza. Nie spotkałam się jeszcze z thrillerem, gdzie odgrywałaby ona tak dużą rolę, więc plus dla autorki za coś nowego.
„Znajdź mnie” ma też świetnych bohaterów pierwszoplanowych, do których nie mogę się przyczepić. Mają coś w sobie, co sprawia, że nie są jakimś kolejnym duetem rozwiązującym sprawy. Reni to była agentka FBI. Przeżyła załamanie psychiczne i izoluje się od ludzi na pustyni, by nieco złagodzić ból, wyrzuty sumienia, zagoić rany po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa. Daniel z kolei jest detektywem, który nigdy nie pogodził się z niewyjaśnionym zniknięciem matki w dzieciństwie i pragnie dowiedzieć się, co tak naprawdę się z nią stało. Obydwoje są bystrzy, mają ogrom wiedzy, działają logicznie (no prawie). Dwutorowa narracja – ok. 30 lat wcześniej i teraźniejszość- pozwala poznać ich bardziej. Ta dwójka to postacie bardzo złożone, na których autorka pokazuje, że wydarzenia z przeszłości mają wpływ na całe życie.
Zupełnie nie przekonały mnie morderstwa w tej książce. To szukanie ciał kobiet i morderca, który nigdy nie chciał zdradzać gdzie one są, a nagle po 30 lat to robi, sprawiało wrażenie bardzo znajomego. Musiałam już kiedyś przeczytać coś podobnego. Sam pomysł było dobry, ale jego potencjał niewykorzystany w pełni.
„Znajdź mnie” bardziej niż na akcji skupia się na psychologii. Mamy traumatyczne dzieciństwo i jego skutki widoczne w późniejszym życiu. Nie za braknie manipulacji, wykorzystywania emocji, które często wygrywają z logiką. Są skomplikowane relacje z rodzicami. Jest dziecko, które nie mając pełnej świadomości jeszcze tego, co się dzieje, zostaje przynętą.
I teraz przechodzimy do zakończenia. Domyśliłam się go w połowie książki. Po zachowaniu można było to wywnioskować. Jednak to, co wydarzyło się po drodze do finału, było dla mnie malutkim zaskoczeniem.
A na koniec jeszcze sytuacja, którą muszę przytoczyć.
Jedna z postaci została zepchnięta ze skały. Doznała całkiem mocnych obrażeń. Ledwo mogła się ruszać, wszystko ją bolało, ale postanowiła czołgać się przez pustynię, aby dotrzeć do drogi. Tam zgarnęli ją młodzi ludzie i zawieźli na jakąś galę, aby mogła tam wygarnąć pewnej sobie, jak i całej publiczności co odkryła. Po czym, zamiast pojechać z ratownikami rusza w pościg za pewną złą postacią.
Czy to nie wydaje wam się absurdalne? Bo mi bardzo.
Podsumowując, „Znajdź mnie” jest początkiem dobrze zapowiadającej się serii "Inland Empire". Książka wciągnęła mnie od samego początku, ale finalnie zabrakło tego „czegoś”. Było parę zaskakujących zwrotów akcji, ale i absurdalnych sytuacji też nie brakło. Styl autorki trochę drętwy i na początku czyta się to naprawdę dziwnie. Najmocniejszą stroną książki są bohaterowie i panujący klimat Po mocno zachęcających opiniach z Goodreads spodziewałam się czegoś bardziej zachwycającego.