Szanowna Recenzentko,
Jako Autor tej książki w zasadzie nie powinienem ingerować w recenzje bowiem moja praca broni się sama. Jednak w tym przypadku postanowiłem wyjaśnić nieścisłości i błędy, jakie pojawiły się w Pani recenzji. Tym bardziej, że niewtajemniczeni czytelnicy mogą na ich podstawie wyrobić sobie negatywny stosunek do mojej publikacji.
Ad meritum:
1. Pisze Pani, że rzekomo próbuje „unaukowić” swoją książkę, na co wskazuje:
„(…) tłumaczenie już na początku, że będzie to swego rodzaju badanie terenowe”.
Pani wniosek jest błędny i świadczy jedynie o tym, że nie potrafi Pani czytać ze zrozumieniem. Książka nie jest naukowa. Nawiązywałem w niej do badań naukowych, ale to nie oznacza, że prowadziłem badania terenowe. Wskazuję na ten fakt już we wstępie pisząc:
„Praca ta nie rości sobie prawa do bycia stricte naukową. Przeprowadzone w czasie podróży wywiady, uwiecznione na filmikach, nie stanowią usystematyzowanego materiału badawczego. Jest to zapis luźnych narracji na temat codziennego znoju życia, napotkanych (nie)przypadkowo ludzi”.
Proszę, więc nie wprowadzać potencjalnych czytelników w błąd.
2. Pisze Pani, że:
„prace naukowe o podejściu społecznym czy antropologicznym – charakteryzują się brakiem oceny. Mówi się, że dobry socjolog to socjolog, który nie ocenia, a wyciąga wnioski”.
Tego rodzaju teza jest pozbawiona logiki i „trąci” potocznością. Generalnie wyróżniamy bowiem dwa rodzaje „uprawiania” socjologii: o charakterze porównawczym, gdy porównuje się pewne systemy i modele wiedzy (paradygmaty) lub badania – istotnie bez ich oceny i wyciągania wniosków; oraz prace o charakterze postulatywnym, w których generowane są wnioski i tym samym oceny. Dodam, że mamy jeszcze w naukach społecznych i humanistycznych teorie krytyczne i dekonstrukcyjne, które skupiają się na ocenie rzeczywistości i postulują jej zmiany, czyli mają charakter transformatywny. Wnioski ze swej „natury” stanowią pewien rodzaj oceny. Pytanie jedynie o to, czy są rzetelne i odpowiadają rzeczywistości, wszak celem nauki jest poszukiwanie PRAWDY a ta jest nieodłącznie związana z wartościowaniem i kategoryzowaniem badanych procesów.
3. Pisze Pani:
„Dlatego w trakcie czytania bardzo denerwowało mnie to, że autor narzekał na Polskę w kontekście władzy oraz ludzi (stereotypy) – co nie miało w związku z podróżą siłą rzeczy, ponieważ miało być o podróży, o ciekawostkach, o trudach i nowych znajomościach (w końcu według opisu to miał być zapis podróży)”.
Ma Pani prawo do własnych ocen i odczuć. Osobiście dyskutuje na temat faktów a nie uczuć. Dlaczego uważa Pani, że pisanie o polityce, o władzy i ich wpływie na ludzi – nie ma związku z podróżą? Czyżby ludzie w Polsce żyli w oderwaniu od polityki i władzy? Pisałem o tożsamości Polaków, ponieważ sam jestem Polakiem. Wspominałem o przyczynach, jakie mały wpływ na to, że zdecydowałem się na poszukiwania „innego” świata.
Skoro według Pani książka miała być tylko o podróży, to najwyraźniej nie przeczytała Pani ze zrozumieniem opisu książki:
„Publikacja podkreśla niepowtarzalną różnorodność kulturową i religijną regionu stanowiącego prawzór Unii Europejskiej. Jednocześnie buduje intrygujące podłoże historyczno-polityczne, będące nieodłącznym tłem dla tego barwnego tygla kulturowego (…) Opis tej ciekawej, bo odbytej na dwóch kółkach, podróży w poszukiwaniu samego siebie, autor wzbogacił o ironiczne anegdotki, własne wnikliwe spostrzeżenia, a także historie spotkanych w drodze ludzi. Nie pominął przy tym szerszego kontekstu globalnych przemian zdominowanych przez konsumpcjonizm i przyspieszony rozwój technologii, które marginalizują prawdziwe wartości ludzkie oraz często utrudniają komunikację i wzajemne zrozumienie”.
Dodatkowo na „skrzydełku” książki można przeczytać fragment recenzji cenionej antropolożki dr M. Pokrzyńskiej, która zapisała:
„Sam autor pisze, że książka jest owocem podróży w głąb siebie. I faktycznie, tak też się ją odbiera. Czytelnik może tu znaleźć wiele bardzo osobistych relacji i otwarcie wyrażanych opinii na tematy określane w badaniach społecznych jako „drażliwe”.
A zatem, o co Pani chodzi? Jeśli nie podobały się Pani moje luźne dociekania filozoficzne, które uznała Pani za infantylne (o tym poniżej) to w jakim celu brnęła Pani dalej w treść tej książki?
Jeśli idzie o moje rzekome „narzekanie” na przemiany w Polsce, to jest ono mocno „zakotwiczone” w dociekaniach naukowych, badaczy zarówno z lewej, jak i prawej strony. Przykładów jest mnogość (np. prace A. Szahaja, W. Kieżuna). Przy czym do niemal każdej krytycznej opinii na temat Polaków dołączyłem przypis często zawierający naukowe ustalenia, lub źródła – proszę dokładnie czytać książkę.
4. „Druga rzecz to dość infantylne wnioskowanie. Przykładem może być obserwacja młodych ludzi (nastolatków?) w Rumunii, którzy jeździli samochodami marki BMW z dobrym nagłośnieniem – to autora skłoniło do refleksji, że jak ci „małolaci” jeżdżą w sobotę i słuchają głośno muzyki, to na pewno mają głęboko w poważaniu zarobki nauczycieli, którzy jeżdżą starymi gruchotami”.
Powyżej sparafrazowała Pani w jednym zdaniu kilka obszernych akapitów (ciekawe, że nawiązuje Pani do treści ze s. 99-100 i jednocześnie s. 114; pomijając (celowo?) istotę tego, o czym mowa. Wskazuje w nich m.in. na fakt, że spotkana młodzież żyje na pokaz i słucha gangsta rapu itd. Dosłownie pisałem o tym, że zasobność fury odzwierciedla osobowość jej posiadacza. A stąd naturalnie konsumpcyjne gadżety i popkultura mają większy wpływ na nastolatków, aniżeli szkoła i nauczyciele. O tym pisali doskonali pedagodzy i socjolodzy m.in. Z. Bauman, Z. Kwieciński, L. Witkowski. Określają to mianem „przesunięcia socjalizacyjnego”. Oczywiście ja nawiązuję do tego w luźny sposób. Polecam też przede wszystkim rozważania Baumana na temat roli, jaką odegrało pojawienie się samochodów i innych gadżetów konsumpcyjnych w przemianie tożsamości człowieka i narodzinach nowej kultury…
Dlaczego uważa Pani, że takie tezy są infantylne? Czyżby Pani przemyślenia na temat przemian współczesnego świata były głębsze i bardziej trafne? Jeśli tak, to proszę się pochwalić swoimi badaniami i tytułami naukowymi… Chętnie się zapoznam.
I jeszcze jedno. Proszę nie stosować nadinterpretacji. Słowa „to na pewno mają głęboko w poważaniu zarobki nauczycieli” – są przeinaczeniem. Nie pisałem o tym, że nastolatki mają w głębokim poważaniu zarobki nauczycieli a o tym, że mają głęboko w swoim poważaniu nauczycieli z racji tego, że belfer nie jest współcześnie uosobieniem człowieka sukcesu, co widać często choćby po jego „rozsypującym się gracie”, ale także marnych zarobkach.
Dlaczego wyrywa Pani z kontekstu moje słowa i dopuszcza się płytkich i redukcjonistycznych interpretacji?
Dodam, że ukończyłem pedagogikę i regularnie czytam prace naukowe na temat edukacji i sytuacji nauczycieli w Polsce oraz finansowania nauki – a zatem mam prawo do takich tez, które wynikają także z moich osobistych obserwacji. I istotnie często uczniowie posiadają lepsze samochody od nauczycieli. Dlaczego? A no, z powodu utraty przez nauczycieli prestiżu społecznego i tego, że zarabiają oni generalnie mniej aniżeli pracownik Biedronki na kasie. Pisał o tym wielokrotnie choćby prof. B. Śliwerski jeden z najznakomitszych pedagogów w Polsce (odsyłam do jego blog-u) oraz np. Komitet kryzysowy Humanistyki Polskiej. Polecam pierwszy lepszy, ironiczny wpis Profesora na temat zarobków nauczycieli:
Wiem, że na edukacji i wychowaniu znają się dziś wszyscy, ale proszę wpierw zapoznać się z badaniami i opiniami specjalistów, a dopiero później się wymądrzać i hejtować.
5. „Drugim przykładem jest opis wizyty w jednym z muzeów, gdzie eksponaty były ułożone - i wnioskując z opisu - w gablotach. Autor stwierdził, że wynika to pewnie z kaprysu politycznego i widzimisię zarządu placówki. A to jest traktowanie muzeum jako fast food w myśl „szybciej, szybciej”.
Życzę zdrowia, pomyślności i refleksyjności – Andrzej Paradysz – autor recenzowanej książki.