Jestem wielkim miłośnikiem zwierząt. Od zawsze, tak myślę. W moim domu bardzo długo nie było zwierzaka, ponieważ rozpaczaliśmy po stracie poprzedniego, a rany szybko się nie goją. Baliśmy się z rodziną, że kolejny raz będzie zbyt ciężki. Jednak po jakimś czasie, mimo wszystko postanowiliśmy wziąć rocznego labradora, który wniósł niesamowicie wiele ciepła do naszego domu. Piszę o tym, bo jako osoba, która kocha zwierzęta nie potrafię przechodzić obojętnie obok ich krzywd.
W książce Levina „Uratować Sprite’a” taka krzywda się wyrządziła. Dom Levinów byłby pusty, gdyby nie zwierzęta. Pepsi potrzebował towarzystwa, a sami Levinowie stwierdzili, że przyda im się kolejny domownik. Wszystko to działo się po ciężkim roku dla głowy rodziny, Marka, który przechodził wiele operacji i rekonwalescencje w domu. Pepsi nie odstępował go na krok, jakby czuł co się dzieje i chciał mu przekazać trochę swojej dobrej, psiej energii. Mark pozbierał się i zaczął żyć na nowo, gdy jego rodzina postanowiła, że chcą wziąć do domu kolejnego psa.
Z początku Marka był temu przeciwny. Obawiał się chyba, że nowy pies wprowadzi za dużo zamieszania i może nie polubić się ze starszym, Pepsi. Jego obawy jednak szybko zostały rozwiane, gdy na własne oczy ujrzał pięknego Sprite’a. Cała rodzina nie mogła nadziwić się jego spokojowi i opanowaniu. Wprowadził ze sobą wiele światła i radości, szybko zaprzyjaźnił z Pepsi i nigdy nie sprawiał problemów. Trafiał do wielu domów, został porzucony, ale nie zatracił w sobie swojej psiej godności. Levinowie oszaleli na jego punkcie. Wszystko zdawało się być cudowne, do czasu, gdy okazało się, ze Sprite jest ciężko chory. Stanęli przed jednym z najcięższych wyborów w swoim życiu. Członek ich rodziny umierał, a oni nie mogli dla niego zrobić zbyt wiele. Borykają się więc z własnymi myślami i odczuciami, patrząc na tego cudownego zwierzaka, który zawierzył im swoją miłość i lojalność
Książka nie należy do najobszerniejszych, ale to chyba jest jej atut. Autor bowiem zamieścił w niej tyle emocji – począwszy od radości do smutku – że aż trudno jest przestać ją czytać. Chce się wiedzieć coraz więcej o życiu Pepsi i Sprite’a. Wiedziałam, że będzie to wzruszająca historia, nie sądziłam jednak, że wyciśnie ze mnie aż tyle łez.
Sprite’a nie dało się nie kochać. Ja czułam jego przywiązanie i zaufanie do Levinów ze stron kartki, a oni mieli to na co dzień, patrząc w jego słodki pyszczek. Gdy musieli zdecydować co zrobić, gdy dowiedzieli się o chorobie psiaka, to musiały być najcięższe chwile w ich życiu. Sama wiem, jak trudno jest przyjąć na siebie takie wiadomości i nie zwariować. Co by nie mówić, zwierzęta bardzo szybko stają się członkami rodziny. Nie patrzymy na nich jak na kogoś „niższego”. Stają się przyjaciółmi i powiernikami i w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, ze bez nich nasze życie byłoby puste.
„Uratować Sprite’a” to niesamowicie wzruszająca opowieść kogoś, kto kocha zwierzęta. Kogoś, kto zrobiłby wszystko, by uratować je od złego losu. Warto ją przeczytać, uronić kilka łez, zaśmiać się w głos i nauczyć czegoś. Warto poznać Sprite’a. Ja go pokochała. A wy?