Różnorodność języków to dla wielu osób istne strapienie. Szczególnie jeżeli nie posiada się zdolności do ich opanowania. Według Biblii powodem bogactwa w mowie jest wieża Bable, której budowa nie spodobała się Bogu Jahwe i zmieniając dialekty budowniczych, zapobiegł dalszemu wznoszeniu
konstrukcji. W książce „Przysięga” autorstwa Kimberly Detring język staje się narzędziem służącym do podzielenia społeczeństwa na kasty, w których jedni mogą czuć się lepsi od innych.
Siedemnastoletnia Charlaina Hart, mieszkanka monarchicznego państwa Ludanii, jest przedstawicielką grupy kupieckiej. W brutalnym kraju z surowymi zasadami, gdzie nawet spojrzenie w oczy, osobom bardziej uprzywilejowanym może skończyć się śmiercią, dziewczyna ukrywa niesamowity dar. Bariery, które zostały wprowadzone aby utrzymać ład i porządek po Wielkiej Rewolucji, nie obowiązują jej. Charlie bowiem rozumie każdy język. Zdolności nastolatki nie kończą się na gardłowym parshon, ogólnie rozumianego anglais, czy zarezerwowanym dla klas wyższych termani. Dzięki przypadkowemu spotkaniu z tajemniczym Maxem, panna Hart odkrywa, że jej umiejętności sięgają dużo dalej.
Po powieść Kimberly Derting sięgnęłam z ciekawością i nadzieją na niesamowitą przygodą w dystopicznych realiach, stworzonych na gruzach starego świata. Zachęcona wysokimi ocenami, pozytywnymi opiniami oraz napisem z okładki „[...] dla miłośników Igrzysk śmierci i Niezgodnej” nastawiłam się na nieoszlifowany kryształ literatury dla młodzieży. Niestety czasami oczekiwania przerastają rzeczywistość.
Jedyną rzeczą jakiej nie można zarzucić amerykańskiej pisarce, to brak pomysłu na fabułę. Historia przedstawiona w powieści „Przysięga” ma niebywały potencjał, który w brutalny sposób został zaprzepaszczony długą listą braków i niedociągnięć. Mimo trochę wtórnej, złej królowej i przeciwieństwa w postaci dobrej dziewczyny z klasy średniej, podział na kasty rozgraniczone językiem, fascynujący dar głównej bohaterki, czy nieprzewidywalne zwroty akcji sprawiły, że dzieło pani Derting miało szansę podbić moje serce. Tak się jednak nie stało. W pierwszej części sagi, nie przekonało mnie nic więcej. Od powierzchownej kreacji bohaterów, aż do mdłego pióra autorki, wszystko było źle.
Największym i niestety najbardziej irytującym niedociągnięciem są rażące powtórzenia. Być może jest to wina tłumaczki, a nie stylu Kimberly, jednak pewne słowa z łatwością można było zastąpić synonimami, zapewniającymi
lepszy efekt w odbiorze książki. Dodatkowym utrudnieniem dla czytelnika okazuje się wszechobecny brak opisów. Nie jestem fanką kilkustronicowych wykładów na temat wyglądu krzaka, aczkolwiek malownicza wzmianka na temat miejsca w jakim toczy się akcja naprawdę nie zaszkodzi. Podobny minus można zaobserwować podczas prób kreacji postaci. Chociaż potencjał takich osób jak Xander czy Brook, widoczny jest gołym okiem, to autorka traktuje wszystkich w papierowy i naiwny sposób, skupiając się na sztucznym wątku miłosnym, który z każdą kolejną chwilą zakrawa na coraz większy absurd.
W ostatecznym rozliczeniu książka autorstwa Kimberly Derting wypada blado i niestety, nie mogę jej polecić bez wyraźnych zastrzeżeń. Na półkach bibliotek lub księgarni można znaleźć wiele lepszych pozycji niż „Przysięga”, dla której cytat „Słowa są najniebezpieczniejszą bronią” okazał się czarną wróżbą.