Dziś przychodzę do Was z książką, która prezentuje się pięknie, zatytułowana jest też pięknie, bo po pierwsze 'Moskwa', a książki o Rosji zawsze są ciekawe, a po drugie - dżentelmen, czyli, że będzie szlachetnie. W dodatku, co pokazałam na zdjęciu u góry, książkę poleca Oprah, a to już jest gwarancja dobrej lektury.
I tak tez w istocie jest. To piękna książka. Wszelkie pochwały, jakie o niej przeczytacie, są uzasadnione.
Trochę mnie ta jesień ostatnio przytłacza i nie cieszy mnie nic, ale ta książka wciągnęła mnie jak pompa ssąca. Nie mogłam się doczekać, żeby do niej wrócić. 520 stron czytało mi się momentalnie, choć w sumie wołałabym się nią cieszyć dłużej światem hrabiego Rostowa.
Akcja książki rozgrywa się w jednym miejscu, w moskiewskim hotelu Metropol w przeciągu ponad 35 lat i obejmuje jednego bohatera, hrabiego Rostowa oraz jego przyjaciół. Naprawdę więc trzeba talentu pisarskiego, żeby stworzyć ciekawą powieść. Amor Towles widocznie taki talent ma, bo jego książka jest lekka i ciekawa, a zarazem pełna mądrości życiowej. Główny bohater to arystokrata z krwi i kości, lubiący luksus i znakomite jedzenie, który po rewolucji bolszewickiej został skazany na dożywotni pobyt w hotelu. Na szczęście hotelowa restauracja jest miejscem spotkań całej Moskwy, więc Rostow jakby przez szybę obserwuje w niej zmiany zachodzące w Rosji bolszewickiej. Główny bohater musi się pogodzić z tym, że jego świat się rozpada. I właśnie takiej powieści smutnej, rozpaczliwej, czarno-białej się spodziewałam. A dostałam powieść pełną radości życia, takiego slow living. Rostow traci dawnych przyjaciół, pozycję, ale zyskuje nowych i prace, która jest jego pasją. Po prostu zostaje kierownikiem sali, bo lata obycia w świecie, znakomite wyczucie smaku, kultura osobista, takt sprawiają, że Rostow przez te lata uziemienia w hotelu żyje przyjemnie, ciekawie, a w dodatku owocnie.
Atmosfera powieści kojarzyła mi się z takim współczesnym musicalem 'Slumdog. Milioner z ulicy'. I tu i tam otoczenie nie jest przyjemne, a świat jest wrogi, ale tempo akcji, ta radość chwili są podobne w obu książkach. Hrabia Rostow nie jest jednak jakimś błaznem cieszącym się z byle czego. To człowiek bardzo inteligentny, a nawet pełen smutku. Tyle tylko, że nie zamknął się w sobie. Jego kultura osobista prawdziwego arystokraty nauczyła go widzieć ludzi takimi, jakimi są, a więc rozmawiać z krawcową, portierem, kelnerem i właśnie w nich widzieć przyjaciół. Rostow cieszy się chwilą, na przykład lekturą Anny Kareniny, pyszną kawą, smacznym obiadem, nocą na dachu hotelu z widokiem na Moskwę itd. Przeżywa też chwile smutku, rozpaczy, cierpienia, jak każdy. Ale jego radość wynika z pogodzenia się z życiem. Już na początku książki, gdy Rostow zmuszony jest odejść z apartamentu i zabrać swoje najpotrzebniejsze rzeczy, zabiera biurko, książki, lornetkę po babce, zegarek po ojcu. Wie, że jak coś się wali, to nie można tego uratować, że trzeba się pogodzić z tym co jest, ale jednocześnie starać się żyć pogodnie i cieszyć się tak jak można w danej chwili.
Życie Rostowa nie jest jednak filozoficzną zadumą, bo 520-stostronicowa powieść o zadumie byłaby nudna; życie Rostowa jest pełne miłości, powabu, przyjęć i intrygujących spotkań, aż wreszcie spełnienia jako rodzic. Czytałam z zaciekawieniem co się stanie z postaciami, jak się potoczą ich losy.
Tak jakby mimochodem w książce zawarte są liczne odniesienia kulturowe: do powieści rosyjskich, do Bułhakowa, do amerykańskich filmów, głównie tych z Humpreyem Bogartem i do baletu Czajkowskiego 'Dziadek do orzechów', w który wsłuchuję się pisząc tę recenzję, żeby zrozumieć, co autor miał na myśli... I chyba wiem, Czajkowski czaruje rzeczywistość, jak Rostow...Można analizować tę książkę w ten głęboki sposób, ale i można po prostu się nią delektować jak wspaniałą rozrywką, niesamowitą powieścią o człowieku, który nie poddał się rozpaczy, ale żył dalej. W pewnym momencie w książce Rostow mówi, że czasami sami nie wiemy dlaczego los nas rzucił w dane miejsce, aż po jakimś czasie, z perspektywy czasu okazuje się, że byliśmy tam potrzebni, jak Rostow Zosi.
Mogłabym jeszcze pisać dłużej, ale pozostawię Was z zapewnieniem, że zakochałam się w tej powieści, że będę do niej wracać w chwilach ciężkich, żeby się rozweselić, że to piękna literatura. I potwierdza się moja prywatna teoria, że książki o Rosji są zawsze warte czytania .....