Publikacja poświęcona piłkarskim mistrzostwom świata w 2006 roku. Wydana jeszcze przed turniejem, toteż więcej w niej prognoz i analiz gry potencjalnych faworytów do medali, niż ich późniejszych, boiskowych weryfikacji w postaci wyników...
Jednym z głównych kandydatów do złota była, już tradycyjnie, Brazylia. "Canarinhos" bronili tytułu wywalczonego 4 lata wcześniej. Ich grę prowadził błyskotliwy Ronaldinho. Wydawało się, że mało kto będzie w stanie przeciwstawić się piłkarskim wirtuozom z Kraju Kawy...
Mocną ekipę zdawała się też mieć Hiszpania. W ataku doświadczony Raul, w pomocy "młodzi, gniewni" Xavi i Iniesta, w bramce Casillas. Sami gracze z Półwyspu Iberyjskiego głośno mówili, że jadą po medal...
W gronie faworytów wymieniano też Niemców. Głównie dlatego, że byli gospodarzami imprezy. Bo nikt tak do końca nie wiedział, na co naprawdę stać podopiecznych J.Klinsmanna...
Mocna zdawała się być Francja. Do kadry wrócił bowiem Zidane. A że miał w ofensywie do pomocy choćby takiego T.Henry - "trójkolorowi" byli w stanie rozmontować chyba każdą defensywę...
W imprezie startowali też Polacy, jednak nie byli wymieniani w gronie faworytów. Niektórzy z naszych reprezentantów mieli "kłopoty" z grą w swoich klubach, inni też nie zawsze prezentowali formę dającą nadzieję na dobre wyniki w Niemczech. No, ale w zgodnej opinii kibiców oraz wszelkiej maści ekspertów - wyjście z grupy to był plan minimum. Niestety - na miejscu "okazało się", że podobne ambicje mieli również piłkarze Ekwadoru...
W książce mamy także rozmowy z Kazimierzem Górskim i Pawłem Janasem. Pierwszy z nich, legendarny trener 1000- lecia podzielił się swoim cichym marzeniem. Chciał bowiem doczekać chwili, by biało- czerwoni zagrali w finale mistrzostw świata, przebijając tym samym osiągnięcie jego ekipy z 1974 roku. Nie oczekiwał tego już w 2006 r., ale liczył na w miarę udany występ...
Paweł Janas natomiast "jak to on" miał w zwyczaju - niewiele konkretów, sporo ogólników w stylu "zobaczymy jak będzie", plus "na zbyt wiele raczej nie liczmy". To ostatnie okazało się (niestety) niezwykle prorocze...
A przeglądając tego typu publikacje można się czasem solidnie zdziwić, jak często trafiają przysłowiową "kulą w płot" w swych prognozach różnej maści eksperci. Nie tylko zresztą ci sportowi ...