W tej części poznajemy dalsze losy bohaterek znanych ze "Znaków życia". Choć kobiety, mogłoby się wydawać, niewiele łączy, to tak naprawdę ich życie bywa momentami łudząco podobne. Każdą z nich dotyka poczucie osamotnienia oraz zdrada w szerokim rozumieniu tego pojęcia. Wszystkie te nieprzyjemne doświadczenia sprawiają, iż Malwina, Sylwia i Wiktoria stają się sobie coraz bardziej bliskie...
Pozycja ta różni się dość znacząco od poprzedniczek (co absolutnie niczym jej nie umniejsza) tym, że główny nacisk położony został bardziej na refleksje natury filozoficznej, a nawet metafizycznej, aniżeli na relacje damsko-męskie czy problemy psychologiczne. Oczywiście je też tutaj znajdziemy pod postacią traum, stresu pourazowego lub nieuchronnych rozstań. Autorka podpowiada nam również, iż niektóre nasze nawyki, postawy bądź schematy zachowań ukształtowane zostały przez rodziców w dzieciństwie, zaznacza jednak, że tylko i wyłącznie od nas samych zależy czy wyzwolimy się spod ich czasem zgubnego wpływu. Wraca także do terminu patriarchatu oraz roli kobiety w dzisiejszych czasach.
Styl pisarka, mimo powagi wielu poruszanych tematów, pozostał lekki i przejrzysty, aczkolwiek nie był już tak dosadny, a czasem wręcz doprawiony nutką humoru, który wywołuje uśmiech na twarzy. Postaci oraz ich portrety psychologiczne dopracowane zostały w najdrobniejszych szczegółach. Są one wyraziste, realstyczne, po prostu takie ludzkie i osadzające się w pamięci jak kurz na meblach. Osobiście ja sama w pewien sposób identyfikuję się z Malwiną... Może nie wszystkie jej przeżycia pokrywają się z moimi (choć kilka spokojnie by się znalazło), to wiąże mnie z nią głód wiedzy, skłonność do analizowania czy własnych przemyśleń. Myślę nawet, że z każdą z tych dziewczyn złapałabym jakąś nić porozumienia.
Wioletta Milewska ukazuje za pomocą tej powieści potęgę intuicji oraz moc podświadomości. Często bywa tak, iż nie zdajemy sobie sprawy, jak te dwa wyżej wspomniane aspekty wpływają na naszą egzystencję lub postrzeganie otaczającej się nas rzeczywistości.
Czytelnik za sprawą tej książki może również uchwycić różne niuanse i dwuznaczności językowe, których wbrew pozorom jest całkiem sporo, ale nie zawsze udaje nam się je wychwycić. Odbiorca ma możność zagłębić się też w rozważania stricte związane z religią (nie tylko chrześcijańską), dogmatami wiary; wędrować śladami dawno przebrzmiałych cywilizacji, poznać ich bóstwa oraz mity ich dotyczące. Otrzymuje także okazję do odbycia - choćby wyłącznie na papierze, ale jednak zawsze to coś 😉 - podróży w góry, poznania tajemnic z przeszłości bądź poobcowania ze sztuką.
Właśnie te wszystkie elementy sprawiły, iż tę pozycję pochłonęłam w tempie ekspresowym. Przez poszczególne strony mknęłam niczym pendolino, a nawet TGV 😂 Z ogromną przyjemnością i zainteresowaniem śledziłam perypetie, przemyślenia bądź przeżycia bohaterek, razem z nimi odczuwałam cały wachlarz emocji. To była znakomita uczta nie tylko dla oczu, ale również dla ducha oraz umysłu. Lektura skłania do pogłębiania wiedzy z szerokiego zakresu dziedzin refleksji czy wyciągania własnych wniosków.
Twórczość Wioli od razu skradła moje czytelnicze serce i sądzę, że nie przez przypadek jej powieści do mnie trafiły (i to nawet podwójnie 😂). Wszak przecież przypadki nie istnieją 😉 Moja babcia zawsze mi powtarzała, iż "co przeznaczone, to nie uniknione". Czy można się z tym nie zgodzić?