Polska 28 stycznia A.D. 2000 - opublikowana zostaje książka Jana Tomasza Grossa "Sąsiedzi: Historia zagłady żydowskiego miasteczka". Był to policzek wymierzony Narodowi Polskiemu, jak później wykazały lata śledztw - niesłusznie. Treść opracowania szkalowała obraz Polaków a przedstawieni w niej świadkowie nie byli wiarygodni - składając wykluczające się wersje wydarzeń w dwóch różnych sądach. Również liczba tysiąca sześciuset spalonych Żydów została co najmniej czterokrotnie zawyżona. Wykazały to prace archeologicze - co prawda szczątkowe, bo komuś zależało, żeby nigdy nie doczekały się finalnego efektu - podważające ponad wszelką wątpliwość wersję wydarzeń w Jedwabnem według Grossa. Nie tylko co do liczby zamordowanych i wskazania sprawców, również miejsca zbiorowej mogiły i wielu innych szczegółów, jak to, że ofiary okradziono. Tymczasem podczas wykopalisk odnaleziono około pół kilograma bizuterii.
Gross w swojej pracy opierał się na relacji m. in. mieszkańca Jedwabnego Szmula Wasersztajna, który swoją wersję wydarzeń przedstawił 5 kwietnia 1945 przed przewodniczącym Wojewódzkiej Żydowskiej Komisji Historycznej Menachemem Turkiem. Z jego relacji i jemu podobnych świadków wynika, że 10 lipca 1941 w miasteczku zjawiło się osmiu gestapowców, którzy po naradzie z miejscowymi władzami, przystali na zagładę ludności żydowskiej. Oprawcami byli Polacy, którzy nie okazali litości. Na początek po wyselektowaniu siedemdziesięciu pięciu zdrowych silnych Żydów, kazali im przenieść pomnik Lenina na miejsce gdzie mieli dokonac na nich mordu. Najpierw jednak musieli wykopać głęboki dół i umieścić w nim pomnik. Dopiero wtedy pozbawili ich życia. To był początek męki jakiej dokonano na ludności żydowskiej. Zmuszano Żydów do kopania grobów, a później mordowania swoich braci i pochowania ich. Mękom nie było końca. Przypalano brody starych Żydów a niemowlęta zabijano w objęciach matek. Na koniec przystąpiono do straszliwej pożogi. Zebrano wszystkich w stodole opodal Jedwabnego. Stodołę oblano benzyną i podpalono. Gdy pożar ustał mordercy bezcześcili szczątki i wybijali siekierami złote zęby.
Taki przekaz - o okrutnych Polakach mordercach - szedł w świat. Media na całym globie jeszcze bardziej rozdmuchały temat. W Polsce używanie miała przede wszystkim "Gazeta Wyborcza". Urzędujący w tym czasie prezydent Aleksander Kwaśniewski - bez przyjrzenia się bliżej sprawie - przeprosił w imieniu narodu.
Gdy w opini publicznej wciąż narastała wrzawa w łomżyńskim Sądzie Rejonowym zaskakującego odkrycia dokonał Leszek Kocoń, kierownik Archiwum Państwowego. Pośród zapomnianych akt odnalazł zeznania, z których w większości wynikało, że to Niemcy wymordowali Żydów w Jedwabnem. Jednak poza jedną konferencją prasową, która i tak nie miała wydźwięku, nie zrobiono nic by sprawę nagłośnić i wyprostować fakty. A sam autor "Sąsiadów" w najlepsze powielał swoje kłamstwa.
Mechanizmem napędzającym całą maskaradę o Polakach nazistach i rzekomych zbrodniach naszego narodu jest Przedsiębiorstwo Holokaust. Tak też zatytułował swoją pracę Norman Finkelstein, wykazując w niej, że istnieją pewne kręgi ludzi i organizacji wykorzystujące tragedię holokaustu do bogacenia się i pozyskiwania wpływów, ściślej mówiąc środowiska amerykańskich Żydów.
Elie Wiesel amerykański publicysta, żydowskiego pochodzenia i laureat Pokojowej Nagrody Nobla wyznawał ideologię, że Holokaust jest wydarzeniem tak wyjątkowym, że "leży poza zasięgiem historii". Taka narracja sprzyjała powielaniu wszelkich możliwych kłamstw w przeróżnych publikacjach, bez weryfikacji faktów. W Europie i Stanach Zjednoczonych bestsellerem była książka Binjamina Wilkomorskiego "Fragments".
Po przygotowaniu gruntu - w postaci przekonania opinii publicznej - przystąpiono do pozyskiwania odszkodowań za zbrodnię na Narodzie Żydowskim. Pierwsi byli Niemcy, następni Szwajcarzy. Przedsiębiorstwo Holikaust rosło w siłę, finansowano nowe organizacje, muzea upamiętniające tragedię oraz inne projekty, będące środkami do dalszych grabieży.
Na chwile obecną wpływy Przemysłu Holokaustu są tak duże, że kontrolują światową politykę. Najlepszym tego dowodem jest przerwanie ekshumacji w Jedwabnem. Badania te z całą pewnością mogłyby by wiele wyjaśnić. Być może w niedalekiej przyszłości POWRÓCIMY DO JEDWABEGO, by móc poznać prawdę.