- Nie rób mi tego – powiedział do mojej przyjaciółki jej synek, gdy ta zaprowadziła go do przedszkola.
Kiedy mi to opowiadała samej mi ciarki przeszły po plecach. Skąd w tym małym, lubiącym się bawić chłopcu, takie słowa? Nie mam pojęcia. On był trudniejszym przypadkiem. Jednego dnia szedł tam z radością, innego natomiast zapierał się nogami, by nie wychodzić z domu.
I nasz Tupcio Chrupcio już dorósł, żeby ubrać zielony fartuszek i pójść do przedszkola. Pierwszego dnia udało mu się przekonać swoją mamusię, że przedszkole nie jest dla niego i został w domu. Mama jednak nie miała czasu by się z nim bawić. Jej obowiązki domowe sprawiły, że Tupcio Chrupcio umierał z nudów. A później jeszcze zadzwoniła ciocia Jadzia i w końcu trzeba było iść po zakupy. Tu też nie było za ciekawie. Mama spotkała przyjaciółkę, a Tupcio zaczął się oddalać. I oddalać. I dotarł do przedszkola. Przez okno zobaczył swoich przyjaciół, którzy wspaniale spędzali czas i zaczął im zazdrościć, nasz mały Tupcio Chrupcio. Wieczorem sam poprosił mamę o zgodę na pójście do przedszkola. Jego przyjaciele bardzo się ucieszyli i na wspólnej zabawie spędzili dzień. Tupcio był w siódmym niebie. I mimo radości z widoku rodziców, to wcale nie chciał wracać do domu. Z entuzjazmem opowiadał o wspaniale spędzonym dniu z innymi dziećmi i z radością stwierdził, że pójdzie tam jutro.
Z przyjemnością przeczytałam kolejną historyjkę o Tupciu Chrupciu mojej małej Marysi. Obydwie dużo radości czerpiemy z czytania bajek. Ja również twierdzę, że czytanie wychowuje, dlatego w pełni popieram z wydawnictwem Wilga tą inicjatywę.
„Przedszkolak na medal” jest również tłumaczenia Elizy Piotrowskiej, która jako świetny Tłumacz języka włoskiego na nowo przełożyła całą serię książeczek o Tupciu Chrupciu autorstwa Anny Casalis. Duża, pięknie wydana bajka dla dzieci z ilustracjami Marco Campanella przenosi małego odbiorcę w cudowny świat przyjaznej myszki. Ja tymi rysunkami jestem zauroczona, moje dziecko też przyciągają, gdyż sama z chęcią obraca strony i rączką próbuje dotknąć namalowane zwierzątka, śmiejąc się i mówiąc do siebie.
Dla mojej Marysi przedszkole to jeszcze sprawa przyszłościowa. Teraz, gdy widzi inne dzieci, to się do nich wyrywa i cieszy się, gdy jest wśród rówieśników. Lubi się bawić i sama już zostawia kredkowe ślady nie tylko na papierze. W naszej domowej bibliotece skrzata stoi już na półce Tupcio Chrupcio, jako wzorowy przedszkolak. Często czytam jej książeczki z tej serii, i mam nadzieję, że jak przyjdzie czas, że będę musiała zostawić mojego smyka za drzwiami przedszkola, to ta książeczka pomoże zrozumieć jej, że tam bez mamy przecież nie jest źle i że będzie dobrze się bawiła. Ba, mam nadzieję, że Marysia trafi na takie przedszkole jak jej książkowy przyjaciel Tupcio Chrupcio.