Kelley Armstrong jest kanadyjską pisarką zaliczaną do grona najoryginalniejszych współczesnych twórców powieści z gatunku thrillera nadnaturalnego i kryminału. Ukończyła studia psychologiczne i informatyczne, po czym zajęła się pisaniem. Obecnie mieszka z mężem i trójką dzieci na wsi w prowincji Ontario z Kanadzie.
„Przebudzenie” jest drugą częścią cyklu „Najmroczniejsze moce”. Jeszcze nie tak dawno temu miałam okazję przeczytać pierwszy tom, którym byłam oczarowana, więc po tej książce spodziewałam się równie dobrej lektury. Czy sprostała moim oczekiwaniom?
Jeszcze kilka dni, tygodni temu, Chloe Saunders mogłaby powiedzieć o sobie, że jest normalną dziewczyną. Odkryła jednak to, że ma paranaturalne moce - jest nekromantką. Gdy była dzieckiem, jej geny zmodyfikowano i jej moc bardzo szybko się rozwija, przez co teraz grupa naukowców zwana Grupą Edisona uważa ją za zagrożenie. Chcąc ratować życie, Chloe ucieka wraz z Tori, która stała się jej sojuszniczką, z laboratorium, w którym je przetrzymywano. Muszą teraz odnaleźć Dereka i Simona i razem odszukać ich ojca, który zniknął bez śladu... Po drodze czeka ich mnóstwo przeszkód i komplikacji. Czy uda im się dotrzeć do celu?
Bohaterowie niewiele się zmienili. Chloe nadal jest nieśmiałą szarą myszką, choć może trochę rozsądniejszą, a Simon ciągle jest tym uroczym blond czarodziejem. Rae prawie wcale nie ma w powieści, jest z nią w sumie jeden rozdział na początku, więc ciężko mi coś o niej napisać, a nie chcę też zdradzić za dużo z fabuły. Największą zmianę przeszedł Derek. Niestety nie na dobre... Trochę mnie w tym tomie irytował, bo ciągle wydzierał się na Chloe i innych, a oni z kolei tłumaczyli to sobie tym, że jest teraz niestabilny, ma te nieprzyjemne przemiany i tak dalej. Według mnie nie powinien wyładowywać swoich negatywnych emocji na kolegach. Niekiedy potrafił być miły, sympatyczny, dało się z nim normalnie porozmawiać, ale było mało takich sytuacji.
Muszę przyznać, że „Przebudzenie” zrobiło na mnie wrażenie i według mnie jest napisane dużo lepiej od „Wezwania”. Po pierwsze, autorka oszczędziła wielu zwrotów jak "cool", które irytowały mnie w poprzednim tomie. Po drugie, Armstrong wprowadziła o wiele więcej chwil grozy. Pojawiły się krwiożercze zombie, makabryczne sceny niczym z horroru, bójki na noże, strzelanie z ciężkiej broni i sporo krwi. Praktycznie 3/4 książki to nieustająca ucieczka przed Grupą Edisona, a zarazem wędrówka w poszukiwaniu ojca, ale nie jest to monotonne, a wręcz przeciwnie, cały czas coś się dzieje. Autorka zaserwowała wiele zwrotów akcji i nie sposób nudzić się podczas czytania. Zaintrygowała mnie też sama okładka książki. Jest bardzo podobna do okładki „Wezwania”, a jednak kolor naszyjnika się zmienił. Byłam ciekawa dlaczego, więc lektura była tym bardziej interesująca.
Reasumując, „Przebudzenie” jest bardzo dobrą książką młodzieżową. Podobało mi się jeszcze bardziej od „Wezwania” i mam nadzieję, że trzeci tom będzie równie dobry, a nawet lepszy. Serię polecam miłośnikom paranormali, powieści młodzieżowych i każdemu kogo zainteresowała seria. Już niedługo recenzja ostatniego tomu!