Gdy doszła do mnie informacja, że Rick Riordan zaczyna pisać nowy cykl o greckich półbogach, a w rolach głównych zamierza obsadzić nieznanych bohaterów, obiecałam sobie, że po te powieści nie sięgnę. Mało tego! Oznajmiłam wszem i wobec, wszystkim którzy byli skłonni słuchać (a nawet tym, którzy słuchać skłonni nie byli), że „Zagubionego herosa” na odległość kijem nie ruszę! Tak oto, objawiła się moja cicho-dzika demonstracja focha. Jak on tak mógł - autor oczywiście - napisać książkę w uniwersum Perciego, bez Perciego?! Bluźnierstwo. Moje podejście się zmieniło, gdy jeden egzemplarz trafił na półkę mojego brata. Przeczytany i wychwalany z resztą! Sami więc powiedzcie, jak w takich warunkach po książki nie sięgać ?!
Rick Riordan to jedwabiście świetny pisarz, który ma już za sobą cykl „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy” oraz „Kroniki Rodu Kane”. W Polsce, nakładem wydawnictwa Galeria Książki, ukazały się obie te serie, a teraz pani czekają na trzecią część cyklu "Olimpijscy Herosi", którego wprowadzeniem jest "Zagubiony Heros".
Jakbyście czuli się w sytuacji, kiedy budzicie się nagle w autokarze i stwierdzacie, że nie tylko nie
pamiętacie żadnej, z przebywających w nim jeszcze osób, ale także sami nie wiecie kim jesteście? Właśnie. Jason też nie czuł się najlepiej. Jedyne co posiadał to dziwna moneta i myśl, że znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Piper nie miała pojęcia, jak poradzić sobie z problemem swojego chłopaka, który na dodatek jej nie pamiętał. Tym bardziej, że dziewczynę dręczyły własne, mroczne koszmary. Leo – mistrz techniki wszelkiej – to nastolatek z przeszłością, nie pozwalający, aby ta go zniszczyła. Na każdą okazję miał równie wspaniały plan. Niestety, nie przygotował nic, na tak nieoczekiwany obrót spraw…
– Słuchaj, może uderzyłeś się w głowę? – zapytała. – Naprawdę nie wiesz, kim jesteśmy? Jason wzruszył ramionami.
– Gorzej. Nie wiem, kim ja jestem.*
Zapewne będę się powtarzać, ale prawda jest taka, że Rick Riordan po prostu wymiata! Każda jego książka, to małe dzieło, pozwalające powrócić do siebie nie raz. Uwierzcie mi na słowo, że teraz, czyli w czasach kultury masowej, bardzo trudno jest „nie wpaść” na, nazwijmy to po imieniu, chłam. Statystycznie, jeśli miałabym polecić jakiekolwiek książki, które przeczytałam w ubiegłym miesiącu, mogłabym wymienić raptem jedną trzecią tytułów, a to i tak zadowalający mnie wynik! Przy tak zarysowanym tle, wyobraźcie sobie, że czytujecie powieści autora, ponieważ wcześniej ani na jednej jego książce się nie zawiedliście. Zaskakujące? To zależy. Ogólnie taka sytuacja to prawie cud. Jeśli chodzi o Ricka Riordana – codzienność.
Książki tego pana, za każdym razem posiadają „to coś”. Tak samo było w przypadku „Zaginionego herosa”. Jak można było zauważyć w pierwszym akapicie, moja apatia urodziła się dzięki zmianie bohaterów. Z resztą, mogę się założyć, że większość czytelników, którzy byli już po lekturze „Perciego Jacksona i bogów Olimpijskich”, nie przyjęła tego z radością. Zapomniałam jednak o jednym istotnym szczególe. Panu Riordanowi zawsze udaje się stworzyć pełnokrwistych bohaterów, zdolnych do stawienia czoła wzburzonym fanom ich poprzedników. Zdumiewające, jak szybko potrafiłam zacząć przejmować się losami Jasona, zacząć kibicować Piper, czy też śmiać się z żartów Leona. Nie powiem, pewne podobieństwa do poprzednich bohaterów widać. Chociażby cechy charakteru i sposób działania. Nie było to jednak na tyle istotne, abym z pewnością swojego osądu, mogła stwierdzić, iż jest to już szablonowanie zachowań i wątków.
Hedge zacisnął szczęki. - Może rąbnę ich tylko raz, co?
- Nie. - Pójdźmy na kompromis, dobra? Najpierw ich zabije, a jeśli okaże się, że nie byli naszymi wrogami, przeproszę. - Nie!
- Do dobra. - Trener Hadge opuścił pałkę.*
Fabuła. Nie mogłam wyjść z podziwu, gdy w końcu poznałam złoty środek, na rozróżnienie bogów greckich od rzymskich. To było takie zaskakujące, świeże… proste. G-E-N-I-A-L-N-E ! Autor daje czytelnikowi chwilkę na przyzwyczajenie się do bohaterów, a później wrzuca ich w wir przygód, imponujących zwycięstw i sromotnych klęsk. Akcja jest niewyobrażalnie dynamiczna. Bardzo wciąga, jednocześnie współpracując z absorbującymi wydarzeniami, rozpisanymi na kartach powieści. Na pewno nie zdziwicie się na wieść, że strony w książce skończyły mi się szybciej, aniżeli sama tego pragnęłam.
„Zagubiony heros” nie jest ani niczym nowatorskim, ani odkrywczym. Polecam jednak z całego serca, ponieważ jest to jedna z niewielu książek, która kierowana do młodego pokolenia, jest w stanie zaspokoić najdziksze pragnienia nastolatków. Mogą oczywiście zajrzeć tutaj i młodsi, i starsi. Rick Riordan jak zwykle nie tylko gwarantuje, swoim nazwiskiem, dobrą zabawę i przygodę, ale także zapisane w słowach podstawy przyjaźni, zaufania i odwagi. Z nutką pokory i morzem satysfakcji, odwołałam wszystkie wcześniejsze groźby i złorzeczenia, wystosowane pod adresem pana Riordana. Trze przyznać – pokazał klasę.
* Cytaty pochodzą z pierwszego wydania książki (Galeria Książki, 2011)