Na początku zastrzegam, że jest to opinia jak najbardziej subiektywna. Sama taka podróż i determinacja tej niezwykłej pary jest dla mnie wystarczająca, żeby ich podziwiać, a książka to cząstka ich przeżyć, które udostępnili czytelnikom. Nie mniej, świetna.
Znów zasugerowałam się szczątkowymi opisami. To znaczy: „Bilet w jedną stronę, dwa plecaki, pięćset osiemdziesiąt trzy dolary i dwadzieścia pięć centów- cały nasz kapitał, niewiele planów i dużo marzeń. (…) Wiedzieliśmy jedno- chcemy objechać świat dookoła. CAŁY.” Tyle mi wystarczyło, żeby zabrać się do czytania i nie rozczarowałam się.
Kinga prowadziła dziennik z pięcioletniej podróży jej i Chopina. Okazuje się, że stopa można łapać nie tylko lądowego, ale również wodnego i powietrznego. Spontaniczne decyzje, trasy, przebyte kraje i spotkani ludzie. Nic nie było do końca zaplanowane i dlatego ich podróż była tak fascynująca. Co nie znaczy, że bez problemów- masa trudności, których nie można było przewidzieć oraz takich, na które Kinga i Chopin po prostu się nie przygotowali- nie wiedzieli jak daleko i na jak długo uda im się dotrzeć. Żyli teraźniejszością.
Cała książka w formie urywków z dziennika Kingi to dobre rozwiązanie. Treść nie została stworzona po powrocie, ale była pisana na świeżo, z aktualnymi obawami, wrażeniami. Wszystko na bieżąco o tym co „teraz” ważne, bez patrzenia na dany dzień rzez pryzmat całej podróży. Losy Kingi i Radka można było śledzić na bieżąco (to znaczy wtedy, kiedy tylko mieli dostęp do Internetu) na ich stronie internetowej.
Istotną rolę odegrał wieczny optymizm autorki, bo gdyby nie on, pewnie oboje z Chopinem zrezygnowaliby wcześniej. W końcu kiedy kilka dni z rzędy nic się nie udaje, każdy następny jest jednym wielkim znakiem zapytania - można zwątpić. Jestem pod wrażeniem niezwykłej osobowości Kingi . Determinacja, pozytywne nastawienie, wiara w to, że chcieć to móc. Poza tym otwartość. Na ludzi, na świat, na siebie i własne marzenia.
W jakiejś części „Prowadził nas los” przywraca wiarę w ludzi. Spotkania autorów z z osobami różnych narodowości podczas łapania stopa, szukania noclegu czy innej pomocy zazwyczaj owocowały się inspirującymi rozmowami i znajomościami czy po prostu dobrą zabawą. Oczywiście nie obeszło się bez kradzieży i bliskiego spotkania z tą drugą stroną człowieka, mniej przyjazną, ale takich incydentów było zdecydowanie mniej. Jak twierdzi Kinga: „wystarczy wierzyć” .
Mnóstwo zdjęć. Jedne bardziej profesjonalne, inne mniej- wszystkie świetne. Dopełniają całej historii. Jak to możliwe, że da się „od tak” wyjechać w podróż, bez większych przygotowań i funduszy i zwiedzić aż tyle?
„Życie jest przygodą- odważ się na nią”
Miejscami wydawało mi się, że coś zostało pominięte, że jest za mało informacji, a może za mało dokładnych… Ale jednak to było wystarczająco. Najważniejsze i najciekawsze fragmenty. Zresztą ile byłoby części dziennika gdyby znalazł się w książce każdy dzień z pięciu lat podróży? Z tego część to bezowocne stanie na drogach czekając na stopa. Zdecydowanie dobrze „pocięto” fragmenty zapisków Kingi, tak, że czyta się je jak wciągającą powieść.
Na pewno nie jest to przewodnik, bo ani Kinga ani Chopin nie wiedzieli dokładnie co i gdzie zamierzają zwiedzać, to raczej opis podróży, przebieg życia z dnia na dzień razem z wszystkimi miłymi chwilami, ale też problemami. Prowadził ich los- jak w tytule.
Polecam. Wciągam zachwyca zdjęciami i przede wszystkim motywuje. Nie tylko do długich wypraw, ale po prostu do spełniania marzeń i wiary we własne możliwości.
W hołdzie dla Kingi.