5 lat, dwójka śmiałków, dwa plecaki i troszkę ponad 500 dolarów na głowę. Tak zadecydowali spełnić swoje marzenia. Wyruszyli z Warszawy do Nowego Jorku, a stamtąd autostopem gdzie pokieruje ich los. Zwiedzili obie Ameryki, Nową Zelandię, Australię, Azję, Wschodnią Europę i wiele wysepek na Oceanie Spokojnym i Atlantyckim. Ich celem było objechać świat dookoła poznać ciekawych ludzi i ich kultury, podróżując tylko autostopem i całkowicie zdać się na .... los. Nie obchodziło ich ile to będzie trwało, chcieli i spełnili marzenia.
Podróż trwała 5 lat, w trakcie, której poznali wiele nieturystycznych zakątków świata. Wszędzie spotkali się z niebywałą gościnnością [oprócz Europy ;p] , chęcią poznania, a ich historia była niewiarygodna. Najchętniej odwiedzali rdzenne rejony danych krajów i poznawali historie ich mieszkańców.
Może i brzmi ciekawie, ale zapis - dziennik jest nazbyt chaotyczny, autorka skupia się na tym, że wstali, poszli zjedli, niewiele tam było z ich przygody. Dziennik sprawiał wrażenie planu wydarzeń, a nie podróży życia.
5 kontynentów, 5 lat podróży i zapisanych jedynie 480 stron, między którymi przewijają się niezłe fotki. Niemożliwym jest upchać na tylu stronach tyle faktów, a tymbardziej zapoznać czytelnika z kulturą, urokiem miejsc, magią ich podróży, opowieściami tych ludzi. Na takie historie trzeba poświęcić więcej stron, a nie tylko suche fakty, że wstali, zjedli, poszli i czekali.
Książce daleko do dziełek Pawlikowskiej czy Cejrowskiego, którzy skupiają się na kulturze i tradycjach danego ludu. Oboje też odwiedzają miejsca, do których turyści nie mają wstępu, z tym, że Cejrowskiemu towarzyszy kamera, a wizytacja jest reżyserowana. Pawlikowska natomiast nie zważa na to co przyniesie jej los, bo ma spore fundusze, które sprawiają, że nie martwi się o dzień następny.
Wiem, że autorzy mają/ mieli [bo Kinga Choszcz zmarła na malarię w 2006 roku] niespokojnego ducha w sobie i na pewno przeżyli wiele niemiłych wydarzeń, które przyćmione tymi dobrymi przesłodziły historię.
Kinga usilnie wierzyła w los i magię marzeń, była jak Ikar. Jej niespokojny duch podróżuje już gdzie indziej. Podziwiam ją z jednej strony, za odwagę, ale z drugiej strony nie rozumiem tej beztroski i dziwię się trochę egoistycznemu podejściu. Bo jakże można nazwać podróż bez pieniędzy, która ważniejsza jest od narzeczonego, chorego w szpitalu ? Nie mi ją oceniać, ale jej postawa w wielu sytuacjach tworzyła z niej kobietę o dwóch twarzach. Przyćmiona marzeniami, zapomniała o Bożym świecie i o tym, że pełen jest zła. W swojej książce świat wyidealizowała, a właściwie opisała go ze swojego punktu widzenia :)
Szczerze mówiąc zawiodłam się. Spodziewałam się zapierającej dech w piersiach historii, po której spakuję plecak i pojadę w siną dal. Książka nużyła mnie, wiele opisów np jak wstali, szli, jechali omijałam. Opisów kultur było mało, zdjęć jak na taką książkę sporo, ale nie było chronologicznie ułożone, co irytowało, bo trzeba było wertować w ich poszukiwaniu, gdy w końcu zdarzył się jakiś ciekawy opis miejsca.
Nie wątpię, że podróż dla tych dwojga była ogromnym przeżyciem, ale kurcze, książka nie porywa i ani grama w niej 'magii', tego, że nad wszystkim pieczę miał rzeczywiście los.
W wielu miejscach pracowali i spędzili tam więcej niż kilka dni. Niestety nawet czas nie ujawnił uroków tych miejsc.
Smutna i zażenowana, pewną stratą czasu ? [let's say], oddaje recenzję w wasze ręce.
Wspomnę tylko, że książkę skończyłam wczoraj, a już mam zaniki pamięci, aby wyłuskać co ciekawsze fragmenty. Czego nie mogę powiedzieć o historiach Cejrowskiego, którego ostatni raz czytałam 2 lata temu, czy Pawlikowskiej - parę miesięcy temu.