Zatrute ciasteczko recenzja

Poznajcie Flawię De Luce dziewczynkę ze wszech miar nieprzeciętną . Ma jedenaście lat i jest najmłodszą córką pułkownika De Luce - weterana oraz zapalonego filatelisty.
Flawia uwielbia robić na złość swoim starszym siostrom , które nawiasem mówiąc wcale nie są jej dłużne :) . Przede wszystkim jednak Flawia kocha ... trucizny . Zna się na nich lepiej niż przeciętny dorosły . Mało tego , potrafi stworzyć praktycznie każdą truciznę w laboratorium chemicznym , które znajduje się w ich rodzinnym dworze.
Od ulubionych zajęć może ją oderwać tylko jedno - morderstwo . I dzieje się tak kiedy , któregoś ranka znajduje w ogrodzie , wśród ogórków , konającego mężczyznę , który tego dzień wcześniej kłócił się z jej ojcem. Mężczyzna umiera na oczach dziewczynki wypowiadając tajemnicze słowo "Vale" . I w tym właśnie momencie rozpoczyna się nowa przygoda dociekliwej i ambitnej dziewczynki , która zrobi wszystko żeby rozwiązać zagadkę morderstwa i oczyścić z zarzutów swojego ojca.
Powiem szczerze - zakochałam się w tej książce oraz przede wszystkim we Flawii. Już sama okładka zachęca do tego żeby zajrzeć do środka .Liczyłam na lekturę lekką i przyjemną i nie przeliczyłam się ani trochę. Czyta się ją naprawdę świetnie i z uśmiechem na ustach , bowiem książka obfituje w dobry angielski humor (choć autor jest Kanadyjczykiem) . Książka napisana jest prosto , nie ma żadnego krążenia , dodatkowych zagadkowych wątków , ot po prostu dobry kryminał w starym stylu. Fakt ,że przeznaczony jest dla młodego czytelnika nie zmienia faktu ,że i osoby starsze przeczytają tę książkę z prawdziwą przyjemnością