Charlotte Bronte jest rozpoznawana w wielu szerokościach geograficznych. I podejrzewam, że w każdej z nich Profesora czytelnicy odbiorą inaczej. Jest to książka o ambicji, o własnym wyborze "równego startu" rozumianego jako budowanie własnej "marki" od zera. I być może jest to książka o autorce stanowiąca jej wysublimowaną biografię? Dużo jest na tych kartkach punktów stycznych z życiem Charlotte Bronte i profesora. Tylko czy w jej czasach kobieta mogła być inteligentką?
Wiele razy usłyszałam w życiu "mniej wiesz, lepiej śpisz". I gdyby ta historia spisywana była w XXI wieku, być może właśnie taki nosiłaby tytuł. Profesor w niej cierpi. Cierpi z powodu samotności, a ta samotność spowodowana jest jego inteligencją i ostrością umysłu, który niczym skalpel obnaża świat uwidaczniając bezwzględną prawdę o życiu i drugim człowieku. Brzydką prawdę. Brutalną sarkastyczną krytykę relacji damsko-męskich oraz głupich ludzi i głupich konwenansów.
"Przypatrzyłem się jej oczom, pragnąc wyczytać w nich oznaki inteligencji, których nie zauważyłem w twarzy i nie usłyszałem podczas rozmowy; były to wesołe, raczej niewielkie oczy; ze źrenic wyzierały na przemian żywiołowość, próżność i kokieteria, na próżno wypatrywałem jednak przebłysku duszy." William Crimsworth nie nabiera się na wydmuszkę jaką jest powierzchowność, a inteligencja jest dla niego synonimem duszy. Bez wzniosłego umysłu każde ciało jest jedynie pustą powłoką. Nic więc dziwnego, że kupieckie życie nie odpowiada porywom jego serca, a poświęca je karierze akademickiej. Gdzież indziej szukać elokwentnych, wyedukowanych, chłonnych umysłów i dusz? Czy to mu jednak wystarczy do spełnienia? Czy poszukiwanie szczęścia opiera się na zaspokojeniu zawodowych ambicji? Ta książka jest o poszukiwaniu trwającym przez całe życie...
To nie takie proste. Co w tej książce najpiękniejsze, syntetyczny umysł i pragnienie wiedzy nie wykluczają się w Profesorze z uczuciowością. One dopiero razem stają się komplementarne i tworzą skończoną całość, kompletną istotę ludzką.
"Nie pochodzę z Orientu; białe szyje, karminowe usta i policzki, pukle jasnych loków nie zadowolą mnie, jeśli brak owej Prometejskiej iskry, która trwać będzie, kiedy róże i lilie przekwitną, a lśniące włosy pokryje siwizna. W słońcu i w dostatku kwiaty są bardzo dobre; a jednak przez ile dni w życiu pada deszcz – ile jest pełnych katastrof listopadów, kiedy domowe ognisko spowiłby chłód, gdyby nie rozświetlał go jasny, wesoły blask umysłu."
Tytułowy bohater do szczęścia potrzebuje drugiego człowieka, pięknego wewnątrz. Uniwersalna i tak potrzebna w tych sztucznych photoshopowanych czasach jest ta prawda, że idealny wygląd zewnętrzny nie istnieje, że on jest w ogóle nieważny, że ważne to, co w głowie i w duszy. Nie byłoby tylu depresji, tylu szykan, tylu wycofanych społecznie postaw, gdybyśmy przestali jako gatunek ludzki kłamać, że życie wygląda jak na instagramie. Po co mamić dzieci i młodzież kłamstwami? Lepiej dać im do poczytania Profesora.
Czy jest on jednak profesorem czy kontrfesorem, który neguje system wartości pokutujących w jemu współczesnych czasach? Zapraszam do lektury, tkwi w niej odpowiedź. Polecam.
Za rozprawienie ze stereotypami w pięknym, prawdziwym, bogatym, literackim języku dziękuję Klubowi Recenzenta serwisu nakanapie.pl, z którego otrzymałam książkę.