„Do życia nie ma żadnego klucza ani wytrychu. Trzeba się go uczyć samemu.”*
Odkąd tylko pamiętamy chcemy być akceptowani przez otaczających nas ludzi. Rodzice, rodzeństwo, bliższa i dalsza rodzina, potem przyjaciele znajomi, pracodawca i wreszcie życiowy partner. Zależy nam na tym by nas lubili, kochali, mówiąc krótko by byli przy nas. Robimy wszystko by tak było, czasem nawet kosztem swoich przekonań i upodobań. Do jakiegoś czasu sama taka byłam, ale teraz wiem, że trzeba najpierw zaakceptować samego siebie, aby później inni mogli robić to samo ze mną. Ważne jest czuć się dobrze z samym sobą takim jakim się jest.
Poznajcie historię pewnego mężczyzny. Mężczyzny, który przyszedł na świat bez prawej dłoni. Człowiek ten opowiada jak od najmłodszych lat borykał się z drwinami i wytykaniem go palcami przez innych rówieśników, którzy zamiast spróbować zrozumieć i poznać go woleli pokazać, że są lepsi. Z biegiem czasu bywało lepiej bo spotykał na swojej drodze też ludzi wspaniałych, akceptujących go takim jaki był. Dla nich to normalny chłopak, mężczyzna. Mówi o swoim wstydzie, bezsilności i złości. Opowiada o próbie samoakceptacji, która wbrew pozorom nie jest taka łatwa. Zwłaszcza gdy ludzie oceniali go ze względu na wygląd, a nie to co miał w środku.
Seria Zbliżenia jest jedną z lepszych jakie mam okazje czytać. Książki wchodzące w jej skład poruszają różne i ciężko trudne tematy. Powodują, że coś się zmienia w moim toku myślenia, Zaczynam inaczej patrzeć na wiele spraw i dostrzegać to czego prędzej nie potrafiłam, a może i nie chciałam dostrzec. Sięgając po „Dłoń” wiedziałam, że czeka mnie kolejna pasjonująca lektura wywołująca masę emocji. Jednak nie byłam gotowa na taki ładunek emocji doskonale mi znany. Dłuższy czas myślałam jak opisać co czuje po przeczytaniu tej pozycji i za nic nie mogę stworzyć tekstu bez ujawnienia trochę o sobie za co przepraszam. Po prostu to wydaje mi się wtedy suchą formułką, a bardzo nie chcę by tak wyglądało.
W żaden też sposób nie mam zamiaru porównywać swojego życia do życia bohatera bo było całkowicie odmienne. Ja borykam się całkiem z innym rodzajem niepełnosprawności, ale wszystkie te uczucia opisane w „Dłoni” są mi bliskie. Bez problemu rozumiałam strach przed spotykaniem nieznanych osób, potrzebę ukrywania się, złość i rezygnację. Wiem ile czasu trzeba by nauczyć się radzić sobie w życiu codziennym. Rozumiem co się czuje gdy ktoś się z Ciebie wyśmiewa, wytyka palcami, ignoruje czy też patrzy z politowaniem. No bo przecież jesteś taki biedny, nic nie dasz rady osiągnąć... Bardzo dużo osób skreśla już sprawnych inaczej po samym spojrzeniu na nich. Nie stara się zajrzeć w serca i umysł.
Bardzo często osoba niepełnosprawna otacza się murem i wycofuje z życia normalnego, rezygnuje z marzeń. Woli to niż codzienną walkę z całym światem bo nie wierzy, że ktoś może ją polubić kiedy jest inna, gorsza. Z kolei Ci o walczą o lepsze życie muszą uzbroić się w pancerz by być gotowym na przeciwności oraz ludzi, którzy nawet teraz traktują takie osoby jak coś gorszego. W dzisiejszych czasach jest może i lepiej, ale nadal napotykamy ludzi ograniczonych, nie dających szansy wykazać się osobie niepełnosprawnej. No bo przecież co ona tam potrafi...
„Dłoń” nie jest powieścią pełną akcji, nie znajdziemy tu drastycznych scen, nie poleje się krew. Mimo to zapadnie Wam na długo w pamięć i sprawi, że spojrzycie inaczej na niektóre sprawy. Książka wciąga i nie pozwala od siebie oderwać. Postawa niektórych osób spotkana przez bohatera gorszy i zniesmacza. Mamy coraz bardziej tolerancyjne społeczeństwo, ale prawdą jest, że jeszcze długa droga przed nami - niestety... Mi osobiście przypomniała jaka byłam i jaka nie chce już być.
Michał Dąbrowski w swojej powieści pokazuje, że obojętnie czy jest się całkowicie sprawnym czy też nie przy odpowiedniej motywacji, wsparciu bliskich i spojrzeniu na świat wszystko jest możliwe. Ważne by przestać się ukrywać, niech inni myślą co chcą, a Ty korzystaj z życia ile możesz. Masz je jedno więc go nie zmarnuj - naprawdę nie warto...
*str. 72